Przedstawiana z rogiem obfitości, wagą, opaską na oczach i z mieczem w dłoni. * TYCHE - bogini opiekująca się miastami i kierująca losami poszczególnych ludzi. * URANOS - pierwszy bóg, który wyłonił się z Chaosu, żoną jego była Gaja, dziećmi ich byli: tytani, cyklopi, hekatonchejrowie (sturęcy), a z krwi okaleczonego Kronosa Dlatego Prometeusz symbolizuje tutaj twórcę ludzkości, co nie jest sprzeczne z mitem. Wizerunek Prometeusza w literaturze i kinie jest bardzo wielostronny, ktoś widzi go jako buntownika (głównie romantyków), dla innych ucieleśnia on ludzkość i filantropię. Co wiemy o Prometheus? Prometeusz był dobrym i mądrym herosem dla, którego dobro ludzi było ważniejsze od dobra Boga. Jego szacunek dla tego co stworzył okazał się mocniejszy od woli Zeusa. Prometeusz wykazał bowiem odwagę i bezinteresowną pomoc człowiekowi za nic. Zbuntował się przeciwko Bogu w imię dobra człowieka. Prometeusz, tytan o nadludzkiej mądrości i życzliwy wobec ludzkości, postanawia przekazać im ogień, symbole wiedzy i oświecenia, mimo ostrzeżeń bogów. Jego czyny wywołują gniew Zeusa, który nie akceptuje tego aktu nieposłuszeństwa. Prometeusz jednak trwa w swoim postanowieniu, pokazując swoją niezłomną wolę i oddanie dla Kreon jest postrzegany jako despota, lud postrzega go jako tyrana. Antygona działa w imię prawdy, która w oczach Sofoklesa jest wyższą od prawdy Kreona. Ale jest winna bo przeciwstawia się prawu. III antyteza Prawda rozumu i prawda uczucia: Antygona uświadamia sobie, że należy do innego świata niż Kreon. A jednak gdzieś tam jadwal kereta api gaya baru malam selatan. Chciałem zcząć od : „…nie jestem zwolenikiem spiskowej teorii dziejów,nie jestem za szczepionkami,nie jestem za PiS,nie jestem za PO,nie jestem za kwarantanną,nie jestem za uwolnienieniem,nie jestem za ekologią,nie jestem za wycinaniem lasów, nie jestem za liberalizmemnie jestem za radykalizmem….” Zacząłem mnożyć kolejne „nie” i nagle uświadomiłem sobie, że z każdym następnym się pogrążam! Podstawą w mojej pracy trenerskiej z zawodnikami była świadomość, że nasz mózg nie rejestruje „nie”. Innymi słowy jestem „za”? To jakaś przewrotność losu, w którym tkwię od zawsze!Nigdy nie byłem pewien. Jak sami zwróciliście uwagę niezależnie od tego czy jestem za, czy przeciw to jednak przy takiej ilości sprzeczności, zawsze pośrodku. Czyli, dostajesz w ryj z prawej i z lewej strony, tym samym albo się uodparniasz albo giniesz albo… z wygody stajesz po jednej ze stron. Żyję już 50 lat i sami musicie ocenić dlaczego. Od jakiegoś czasu mam potrzebę mierzenia się z moimi myślami na kartkach notesów. To troszkę jakby grać w szachy z samym sobą. Nie liczy się wynik tylko ćwiczenie umysłu. Nie rozumiem skąd to się wzięło. Może tęskniłem za dawną szkołą? Może miałem wyrzuty sumienia, że gdy mogłem nigdy nie przykładałem się do szkolnych tekstów?Muszę przyznać, że zawsze miałem problem z w jego czyste intencje gdy lepił istoty, troszkę mniej gdy dawał im duszę z cudzego ognia (kradzionego!), wiara wróciła gdy zaczął edukować w zakresie rzemiosła i sztuki, po raz kolejny miałem wątpliwość gdy zabrakło mu cierpliwości i wiary w to, że istoty same nauczą się rozpalać ogień. Nie wiem co myśleć o „obniżeniu podatków” na drodze fortelu (ja nie mam nic przeciwko podatkom, tylko bogom, którzy nimi dysponują… tamtych nie znałem). Może Bogowie w swojej nieograniczonej mądrości wiedzieli jak zakończy się sztuczne popychanie w rozwoju, może wiedzieli już wtedy, że w 2020 będziemy zbierać plastik z dna oceanu? Wierzę, że prawdziwa boskość polega na nudnej cierpliwości czekania i radości obserwowania tworzenia się czegoś nieoczekiwanego… może boskość to nie tworzenie świata, tylko wędrówka w zachwycie i opieranie się potrzebie wprowadzania poprawek? Czasami myślę, że Prometeusz to tylko niedojrzała młoda istota z potencjałem na Boga, która zapragneła być rodzicem – bo znudził mu się nudny boski świat – nie mając świadomości płynących z tego tytułu konsekwencji. Może miał dobre intencje podobnie jak współczesne mamusie, które wchodzą do szatni za swoimi synami (5-12 lat) i wyciarają im ręczniczkami nie tylko tyłki. Tak naprawdę nie mają cierpliwości aby czekać, nie chcą znosić bólu mokrych spodni, przyciętych „ptaków” i zgubionych majtek. Prometeusz nie chciał cierpieć oglądając upadki, krew i łzy powołanych do życia istot (cierp – liwość jest trudna dla młodych w niebie bo wszystko dostawali natychmiast). Nie wiem czy to bardziej brak wiary w ich samorozwój czy tylko ego, które podpowiadało, że on jako stwórca już nie zobaczy skończonego dzieła. Może ta straszna kara, która go spotkała, to tylko wyraz prawdziwej miłości i dojrzałości Bogów, którzy dali mu kolejną szansę dojrzeć przez cierpienie. Może boskość to zrozumienie, że nie można całkowicie wyeliminować bólu za to można smakować i bardziej doceniać chwile pomiędzy? Również Syzyf jest jakiś niejednoznaczny… Niby super król, niby taki inteligentny i ambrozją karmiony (koksik delikatny?) a sekretu bogów dochować nie potrafił? Czyżby też ego? Wiecie (ja wiem) jak to jest, gdy ktoś ważny mi coś powiedział i ja to wiem i jak powiem to stanę się tak samo ważny, albo tylko zdyskredytuję jego wielkość w oczach innych… Widmo zasłużonej kary zmusza go jadnak do myślenia! Syzyf myślał: „okpię śmierć (okpię Tanatosa)” to nie było: „uratuję moich poddanych” od śmierci! On był najważniejszy, ale przy okazji stał się na chwilę bogiem dla swoich poddanych, bo oni też zyskali dodatkowe chwile życia (nieważne jakiego). Każdy z nas chwile chce być bogiem, naukowcy, księża, biznesmeni, sportowcy, lekarze, mikrobiolodzy… lub mieć boga obok siebie aby dawał gwarancje właściwych odpowiedzi, abyśmy nie musieli brać na siebie konieczności sprawdzania i odpowiedzialności za prawdę. Niby super życie, jednak odejść nie chcę bo czegoś nie dokończyłem bo zawsze jest coś jeszcze do zrobienia, przecież „ja wiem lepiej”, przecież „powinienem być nieśmiertelny”… Nie wiem dlaczego, ale znowu bardziej ufam Bogom, którzy może wcale nie chcieli go ukarać ze złości, tylko z miłości podarowali mu jedyną niepowtarzalną szansę aby dołączyć do ich boskiego świata. Przez prawdę codziennego wspinania się z ciężarem na szczyt (bez oczekiwań) i codziennych upadków i startów od nowa. Potrafię sobie wyobrazić wędrówkę w dół z oddechem pełną piersią (bo bez kamienia), bez rozczarowania nie osiągnięcia szczytu, bez obawy o kolejną wędrówkę, bez obawy o porażkę… Najbardziej przekonuje mnie Wall-y. Dyscyplina codzienności, nudne powtarzanie czynności, wcale nie twórczych, ale niezbędnych, buduje w nim wrażliwość funkcjonalną ale również uczucia… może to tylko anomalia programu? Staje się bardziej ludzki niż istoty, które ludźmi nazywamy. Napisałem i samego mnie to zaskoczyło! Czy na tym polega uszlachetnienie przez pracę? Ale tak wielu pracuje a tak niewielu jest szlachetnych? Czyżby to stare, romantyczne filmy muzyczne? Przecież Wall-e oglądał tylko takie (bez strzelanin, bez przemocy, bez dróg na skróty, bez „fame”)? Robot dbający o codzienność wracając do troszkę romantycznej, ale uśmiechniętej przeszłości nauczył się być… człowiekiem/Bogiem? Czas na podsumowanie… Wielu ludzi diagnozowało współczesny sobie świat. Ktoś powie, że ja nie mam do tego kompetencji i pewnie będzie miał racje. Dlatego ograniczę się tylko do „chcemy więcej za mniej”. Więcej wygody za mniej pracy, więcej bezpieczeństwa za mniej uważności, więcej emocji dla nich samych (a nie jako nagroda za doskonały warsztat). Zaczęliśmy tworzyć kolejne systemowe rozwiązania aby to wszystko sobie zapewnić. Co jakiś czas okazywało się, że systemy szwankowały, ale my tłumaczyliśmy sobie, że trzeba je udoskonalić… i tak doszliśmy do punktu, w którym systemy są już nieefektywne bo zbyt rozbudowane, tym samym zbyt kosztowne i zbyt ciężkie a my zbyt leniwi i przestraszeni aby z nich zrezygnować. Potrafimy w kryzysie zastąpić na chwilę jeden system innym, ale ciągle jesteśmy oderwani od realnych kosztów (plastikowe butelki i torebki na zakupy zastąpiliśmy plastikowymi rękawiczkami i maseczkami… jedne i drugie niestety wędrują na dno oceanów). Przestaliśmy za to zajmować się najważniejszym czyli doskonaleniem nas samych! Niestety, to trudne bo wymaga powrotu do starych zapomnianych praktyk. Ale to jedyna szansa jeżeli nie chcemy przegrać ze sztuczną inteligencją! Notabene często zastanawiam się, kim trzeba być, aby wierzyć, że coraz słabszy człowiek bez kręgosłupa stworzy sztuczną istotę, która ten kręgosłup będzie miała? Świat zawsze szukał Prometeuszów i Syzyfów ale czasami czasami znajdowały się kreatury (Hitler, Stalin) którzy zapewniali, że znają wszystkie odpowiedzi niezależnie od ceny którą trzeba było zapłacić za dowody potwierdzające ich tezy. Świat czasami potrzebował również Wall-eich w ludzkim ciele, ale bez neutralności danej robotom, takich jak Wincenty Pstrowski (200…300% normy). Najbardziej kochaliśmy Ich za to, że podejmowali decyzje lub pracowali za nas… później zawsze czuliśmy rozczarowanie, bo nawet idąc tylko obok albo kawałek za wyzwolicielem, w kluczowych momentach trzeba było wystąpić przed niego aby potwierdzić przynależność do grupy. Nawet w tym miejscu byliśmy lojalni, szczególnie gdy dobrze opłaceni, ale gdy trzeba było oddać życie? Własne ok… ale dziecka? Zadziwiająca jest dla mnie rola korony w zniewoleniu ludzi od najdawniejszych czasów. Korona zawsze dodawała powagi sytuacjom czy władcom. Przenieśmy się na chwilę do Egiptu. Faraonowie rządzili ludem za sprawą przewidywania zaćmienia słońca. Podczs całkowitego, wokół ciemnej tarczy księżyca widnieje delikatna promienista aureola-KORONA SŁONECZNA, której kształt i rozmiary zależą od fazy aktywności Słońca (zachodzi, gdy stożek pełnego cienia Księżyca nie dotyka Ziemi, lecz kończy się nad jego powierzchnią). Wystarczyło zebrać wszystkich i na ich oczach „wyłaczyć światło”, przestraszyć, zapytać czy już będą grzeczni i przy ewentualnych głosach sprzeciwu przestraszyć, że ten stan potrwa baaaaaardzo długo. Później wystarczy „zapalić” i ludzie są szczęśliwi. Byle tylko nie uwierzyli, że mają na cokolwiek wpływ! W starorzytnym Rzymie trzeba było bardziej wyrafinowanych metod. Ludzie potrzebowali „chleba i igrzysk”. Gdy tylko sytuacja była niebezpieczna i groziła zamieszkami na ulicy KORONOWANY rzucał chleb a później organizował igrzyska z dużą ilością krwi. Kreowano nowych bohaterów (było w tym jednak więcej prawdy niż dziś bo oni ryzykowali swoim życiem, dziś wystarczy je oddać mediom). Teraz współcześni Faraonowie połączyli wszystko w całość… Telewizja i komputery zapewniły zasięgi… Zadbali o upadek jakichkolwiek autorytetów (wystarczył tylko „wolny” rynek i internet…). Teraz trzeba było „zgasić słońce”- przestraszyć, ale w sposób nieco bardziej wyrafinowany. Aby spoglądając w lustro nie widzieć tchórza, wystarczyło wbić do głowy, że martwimy się o innych. Kolejny krok to „chleb” – no my mamy nieco większe potrzeby czyli trzeba było zadbać o krewetki i papier toaletowy (Lidl i Biedronka zawsze czynna). Ważne, że my ratując świat siedząc na dupie mamy wszystkie niezbędne do życia elementy. Neważne również, że obrażamy się na tych, którzy wychodzą, ale oczywiście przymykamy oko na panie z Biedronek, Lidli, kurierów. Igrzyska to sprawa najłatwiejsza, stworzyliśmy już komputerowe symulacje każdej dyscypliny sportu, a gdy brakuje nam realnej krwi to pozwalamy na walki w klatce Fame MMA lub oglądamy walki uliczne na gołe pięści! Problemy mieliśmy tylko z oświeconymi : Chrystus, Budda, Kabir, Lao Tzu … ale szybko wykorzystaliśmy Ich do wzrostu PKB tworząc kościoły i religie! W tej sytuacji nawet Oni by nie pomogli (wyobraźcie sobie teraz Chrystusa na ulicach… zamknęliby go w psychiatryku!). Największym problemem dla współczesnych Faraonów jest masa krytyczna ludzi oświeconych/spójnych (nie inteligentnych, nie specjalistów, nie ambitnych, nie perfekcyjnych). Byliśmy tak blisko aby ją osiągnąć, że politycy, kapłani, Faraonowie staliby sie zbędni! Byliśmy tak blisko, że trzeba było uciec się do KORONY!!! Jak to się stało, że będąc o krok od celu pozwoliliśmy się przestraszyć i odebrać sobie edukację, kulturę, sztukę, sport, prawo (w takiej kolejności!)… No cóż mogę odpowiedzieć tylko jako sportowiec. Przed linią mety boli najbardziej !!! Nie ma znaczenia ile kryzysów przeżyłeś wcześniej. Jeżeli grasz o wszystko bądź świadomy do końca (cierp-liwie do końca). Wiedz, że to właśnie na końcówce przychodzą wszystkie zwątpienia i słabości. Każdy nieodbyty trening, każda dodatkowa lampka wina lub piwa, każda arogancja, każdy brak skupienia się na sobie na rzecz lekceważącego porównywania się do kogoś wbija Ci się w ciało. To nie rywal wygrywa to my przegrywamy. Sami musimy się zdecydować czy odpuścimy ten wyścig czy akceptując nasze słabości zaakceptujemy również możliwość porażki. W takim wyścigu tworzymy nawyk oddawania 100% siebie bez oczekiwania wygrywania czy lepszego życia. W takim wyścigu nie ma znaczenia jak przedłużyć życie. W takim wyścigu dowiadujesz się, czym chcesz wypełnić życie a to co poza nim nie ma znaczenia. Byliśmy blisko, ale zgrzeszyliśmy arogancją! Zgrzeszyliśmy bylejakością w budowaniu kręgosłupów kolejnych pokoleń! Zgrzeszyliśmy brakiem szacunku wobec czasu niezbędnego dla budowania zdrowych nawyków i techniki, które są podstawą jakości. Bez niej pozostaje tylko walka z zaciśniętymi zębami! Ale w takiej walce jest ogromne niebezpieczeństwo!EMOCJE!Tak wiem. Pasja i emocje to kwintesencja naszych czasów!? Jednak w emocjach reagujemy nieadekwatnie (nadmiernie) oraz jesteśmy niestety bardzo podatni na manipulację. Zaczynamy wierzyć w bardzo radykalne rozwiązania. Jednym mama zabrania ćwiczyć jakikolwiek sport, innym ojciec każe walić ciosem młotkowym! Jedno i drugie nie ma czasu aby z dzieckiem porozmawiać. Dlaczego? Nam rodzice tłumaczyli, że mamy prawo bronić siebie lub innych w imię wartości. Teraz dzieci piorą się w szatniach filmując to dla zasięgów i kasy. I tu pewna opowieść o cudownym nauczycielu geografii, życia (to na kolejny wpis może).Otóż ten nauczyciel zrobił dla swojej klasy puzle i rozrzucił je po ziemi. Poprosił aby złożyły z nich kule ziemską. Ale nie szło im najlepiej bo nauczyciel zadbał o mnóstwo szczegółów. Gdy do grupy zaczęło wkradać się ZNIECHĘCENIE jadna z dziewczynek zaczęła odwracać puzle. Kreski na drugiej stronie były wyraźniejsze i dawały się dużo łatwiej ułożyć. Powstał KONTUR CIAŁA CZŁOWIEKA. To chyba najważniejsza dla mnie historia i za jej sprawą na pytanie o naprawę świata zawsze odpowiadam tak samo… 1. Zacznij od CIAŁA… SWOJEGO! Prometeusz zrobił zaczyn a teraz ulepmy się i wypalmy sami . Nie bój się potu, nie bój się łez bólu, nie wstydź się łez wzruszenia, bo każda ich kropla na oczach sprawia, że oglądasz świat przez magiczne okulary, ale przede wszystkim odrywa Cię od ekranu TV, telefonu lub komputera!2. Nabierz w płuca powietrza! TLEN jest niezbędny dla żywego ognia, który chcesz w sobie rozpalić. Nie wierz tym, którzy zabierając Ci tlen mówią, że to dla Twojego dobra. Oni zwyczajnie boją się Nie ma znaczenia jaki sport czy sztukę wybierzemy. Istotniejsza jest DYSCYPLINA codziennych praktyk tworzenia bez oczekiwań i… terminowego celu. Chciejmy zrobić dobrze to co robimy każdego dnia. 4. Tak zbudujesz nawyk przyglądania się sobie niezależnie czy coś się udaje czy nie. Za nim wędruje ZROZUMIENIE a za jego plecami ODWAGA. 5. Każdy kolejny udany projekt będzie Ci dawał poczucie spełnienia i DUMĘ a nieudany być może wpędzał w poczucie WINY i WSTYDU. Wstawanie z kolan też ma swoją wartość (ponieważ bolą kolana nauczysz się upadać na dupę lub podpierać na rękach, gdy będziesz już dostatecznie SILNY aby zaryzykować upadek na twarz!) 6. Po 1000 spełnień i 3000 upadków kolejny raz wstaniesz a zamiast DUMY poczujesz… nic. Zaczniesz jak Syzyf pchać kamień z wewnętrznej potrzeby i wędrować za nim w dół ze zrozumieniem nieuchronności procesu. Staniesz się NEUTRALNY… 7. Gdy przestaniesz koncencentrować się na przedłużaniu życia bo będziesz je coraz dokładniej wypełniał codziennością, przestaniesz się BAĆ… NAWET ŚMIERCI. 8. Gdy pogodzisz się z jej istnieniem, nie pozwolisz szantażować się utratą życia (ani własnego ani cudzego). 9. Tu zaczyna się WOLNOŚĆ od strachu i do… własnych wyborów. Ciągle mamy szansę , mimo że jak pisał Kazimierz Przerwa -Tetmajer :Dawniej się trzeba było zużyć, przeżyć,By przestać kochać, podziwiać i wierzyć;Dziś — pierwsze nasze myśli są zwątpieniem,Nudą, szyderstwem, wstrętem i krytyki, wiedzy i rozwagi,Cudzych doświadczeń mając pełną głowę,Choćby nam dano skrzydła Ikarowe,Nie mielibyśmy do lotu nie tracimy nic, bośmy od razuNic nie przynieśli … Możemy zabezpieczać się kolejnymi nakazami, możemy spuszczać głowę przed kolejnymi zakazami, możemy udawać, że bronimy innych (siedząc w domu przed ekranem TV), możemy ciągle żyć w strachu albo… sięgnąć po skrzydła ze świadomością, że można spaść i może nas dopaść tym razem ptasia grypa, ale przynajmniej widok będzie fajniejszy i świadomość, że to my podjęliśmy decyzję. I drobiazg… tam u góry możesz być pewien jednego; nawet gdy będzie nas coraz więcej nie spotkamy żadnego polityka! 😉 tych , którzy nie mieli okazji przeczytać… skróty 😉Prometeusz był jednym z tytanów. Ulepił z gliny zmieszanej z łzami figurkę i dał jej duszę z ognia niebiańskiego. Do tego momentu bogowie nie ingerowali w jego fanaberie. Jednak problem zaczął się gdy słabym, nagim i bezbronnym (celowo nie użyłem tutaj ludziom) Prometeusz podarował ogień ukradziony z Olimpu i zaczął uczyć ich jak się nim posługiwać oraz sztuki i rzemiosła. Bogowie jadnak mieli swój pomysł na ich bardziej zrównoważony rozwój i wysłali na ziemie wcześniej stworząną piękną Pandorę z małą zamkniętą puszką. Prometeusz czuł podstęp jednak jego brat Epimeteusz nie tylko przyjął Pandorę, ale otworzył również puszkę, która skrywała wszystkie troski, smutki i choroby. Bogowie zarządali również ofiar i tu po raz kolejny właczył się Prometeusz starając się pomóc ludziom oszukał bogów, którzy sami wybrali kości i tłuszcz jako ofiary, mięso zostawiając ludziom. Złość bogów była tak wielka, że przykluli Prometeusza do skał Kaukazu, gdzie codziennie zgłodniały orzeł miał wyjadać mu wątrobę, która stale odrastała. Syzyf był ulubieńcem bogów (nie wiadomo czy dlatego, że był tak świetnym władcą Koryntu czy doskonałym kompanem w zabawie)… Dlatego był ich częstym gościem na Olimpie, gdzie raczył się boskim nektarem – Ambrozją. To za jej sprawą, mimo upływu lat cieszył się siłą i sprawnością. Jednak kiedyś zdradził sekret powierzony mu przez Zeusa, a ten ze złości wysłał do niego bożka śmierci Tanatosa. Syzyf spodziewając się tej wizyty zakuł biedaka w kajdany i zamknął w głębokim lochu. Od tej pory ludzie przestali umierać a Hades zaczął świecić pustkami. Bezrobotny Pluton poszed na skargę do Zeusa a ten wysłał Aresa aby uwolnił biedaka. Pierwszą ofiarą Tanatosa po odzyskaniu wolności był Syzyf. Jednak przed śmiercią udało mu się poprosić źone aby nie chowała jego zwłok tym samym nie został przyjęty do „państwa cieni”. Błąkał się pomiędzy światami i tak głośno narzekał na swój los, że zlitował się nad nim (nad sobą?) Pluton i pozwolił mu wrócić na ziemię aby ukarać żonę. Tak też się stało, ale obiecana chwila się przedłużała. Syzyf postanowił się nie przypominać i prawie mu się udało. Sprawna buchalteria Hadesu jednak zauważyła brak jednej duszy . Ponownie wysłano Tanatosa, a ten tym razem fortelem ściągnął uciekiniera, który został skazany na wtaczanie ciężkiego kamienia na wysoką i stromą górę. Bogowie przyżekli, że odzyska życie gdy mu się to uda. Potrafię wyobrazić sobie co czuł gdy kamień prawie na szczycie wyślizgnął się z jego rąk. I tak zaczęła się jego nieskończoność. Wall-e to mały robocik sprzątający który jako jedyny na zniszczonym przez ludzi (tych stworzonych i bronionych przez Prometeusza, niczego nie nauczonych życiem i karą Syzyfa) świecie wykonywał nudną, mało kreatywną, małoro zwojową ale niezbędną pracę. {"type":"film","id":523230,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Prometeusz-2012-523230/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum filmu Prometeusz 2012-09-12 18:56:55 myślę, że dziwny kamienny posąg głowy, jak zgadywali bohaterowie, bóstwa inżynierów może ukierunkować w znaczny sposób interpretacje filmu prometeusz które w ostatnim czasie chyba stają się nowym ulubionych zajęciem internautów. należy zatem zauważyć, że owa głowa mocno przypominała twarz ludzką albo inżyniera. warto wspomnieć tu że przed wiekami wiele prymitywnych ludów budowało podobne pomniki, jak podejrzewano ku czci bóstw ich wiary. Należy zauważyć, że że zamknięte naczynia z dziwną czarną substancją z której kreowały się te dziwne wężopodobne istoty nie znajdowały się tylko w ładowni, ale ich cześć, mała czyli najprawdopodobniej o znaczeniu symbolicznym, znajdowała się się bezpośrednio przed posągiem bóstwa. takie symboliczne ułożenie części z tych waz przed posągiem sugeruje że miało to na celu pewne kwestie religijne, tak jak w dawnych kulturach ziemskich. zatem ta dziwna czarna breja nie musiała mieć jedynie role broni lecz stanowiła pewien element ich wierzeń. pewnie interpretacji należy szukać w danych wierzeniach ziemskich do których sięgała para naukowców w filmie aby odnaleźć inżynierów. Czasami składano wrogów w ofierze jednak kultury które miały styczność z inżynierami nie znały takiej praktyki. składano raczej bogactwa, owoce, zwierzęta hodowlane w celu: 1. podziękowanie 2. by ich czcić 3. aby przebłagać bogów pewnym kataklizmie 4. o powodzenie/szczęscie (np podczas wyprawy). z pewną jedynka odpada ale z co dwoma pozostałymi opcjami? obie opcje wymagają powiązania bóstw w formą ofiary lub sprowadzonego kataklizmu. nawet ślepy powie że inżynierowie i alieni to dwa całkowicie odmienne od siebie gatunki ale bóstwa nie raz miały wygląd typowo ludzki nawet jeśli były bogami zniszczenia. opcje 2 i 3 odpadają przez pryzmat pierwszej sceny. uwierzyłbym jeśli chodziłoby o oddanie życia. samobójstwo przez wypicie płynu na początku miało zdecydowanie charakter ceremonii, możliwe że o charakterze religijnym. złożyć ku czci bóstwa życie, spoko uwierzę, ale samego narzędzia którym odebrano je, no już nie bardzo w to dam wiarę. Tak samo jeśli te stworzenia były plagą na planie inżynierów to po co utrzymywać to dalej przy życiu?Za to 4 wydaje się całkiem prawdopodobna. Oznacza, to że misja, której celem była ziemia miała ogromne znaczenie nie tylko dla tej jednej załogi inżynierów ale dla całego ich sprawa jest tak że trzymanie posągu w statku sugeruje dużą religijność ich gatunku , oprócz tego można wywnioskować że założenia misji były zgodne z ich przekonaniami religijnymi. znów mamy dwie opcje. pierwsza mamy do czynienia z cywilizacją czystego zła, co oczywiście odpada z prostych powodów, takich jak że taka cywilizacja ze względu na swój samo -destrukcyjny charakter nie byłaby w stanie osiągnąć takiego rozwoju technologicznego jak cywilizacja inżynierów, a także przy swoim wcześniejszym spotkaniu doprowadziliby te kultury ziemskie (przynajmniej które o nich wspominają) do upadku. Jeśli w związku z tym pozostaje nam opcja, że to nie jest preferująca zło religia zatem pojawia się pytanie skąd to całe zamieszanie w wrogością wobec ludzi i alienami. Naukowcy upatrywali w inżynierach stwórców ludzkiej nacji lecz czy to jest prawda? są dwie możliwości1. nie, czyli ludzie zostali odnalezieni przez inżynierów w określonym celu2. tak, czyli ludzie zostali stworzeni przez inżynierów w określonym celumoże warto zacząć od wyjaśnienia co jest tym określonym celem. mamy ludzi czyli niższe istoty o podobnym DNA, mamy wyższe istoty, a także mamy dziwną substancje. tutaj pojawia się pytanie o sens pierwszej sceny samobójstwa inżyniera. jak widać jego komórki ulegają rozbiciu ale łączą się ponownie w nowy kod genetyczny. zażywający był non stop obserwowany przez załogę pobliskiego statku, gdy zażył płyn wtedy tamci nagle odlecieli. oglądając tę scenę miałem wrażenie że nie chodzi tu o skazańca ani też istotę która oddaje życie z radością, raczej wydawało mi się że obserwuje wykonywanie przez kogoś jakiegoś smutnego obowiązku. na pewno ta scena miała miejsce przed wydarzeniami w filmie i nie mogłem pozbyć się wrażenia, że dolina w ktorej lądował prometeusz to pozostałość po dolinie rzecznej do której z wodospadu zleciał inżynier. może mam racje może nie, niemniej pewne jest że powodem dla którego inżynier zażył dawkę tego "czegoś" było stworzenie nowego kodu DNA. zatem wydaje mi się, że scena którą obserwujemy nie jest sceną powstania rodzaju ludzkiego. oba gatunki mają identyczne DNA tymczasem w tej scenę powstało nowe całkowicie inne, które posiadałyby istota o wiele wiele bardziej różniąca się do inżyniera niż np człowiek od małpy. istota działająca na zupełnie innych zasadach że inżynierowie nie tyle nienawidzili ludzi co nimi po prostu gardzili. charakter ich badań wykazywał że poszukiwali zupełnie różnej od siebie istoty. Jeśli już człowiek zostałby przez nich stworzony to po co? pytanie to też można by było zadać również przez pryzmat założenia że inżynierowie jedynie odnaleźli gatunek mający podobne dna co oni. i myślę że właśnie w tym istnieje klucz do rozwiązania zagadki. inżynierowie tworzyli nowe dna na bazie swojego. jako wyjątkowo religijna cywilizacja zamiast pracy w laboratoriach woleli o wiele bardziej ceremonialne metody, co może potwierdzać choćby sposób odpalenia ich statków (przyp. przez zagranie melodyjki na instrumencie). może ziemia była dla nich o wielkim polem badawczym na bazie której mogli wprowadzić swoje badania na o wiele wyższy poziom, jednocześnie nie ryzykując przyszłością swojej bedące przodkami obcych stanowili dla nich niemal świętość, prawdopodobnie imponowało w tych istotkach im coś czego oni nie byli w stanie posiąść czyli nieśmiertelność. jako element boski znajdował się przed posągiem ich bóstwa. A kwestia czy ludzie zostali stworzeni przez Architektów? Możliwe że tak, możliwe że nie. niemniej moim zdaniem człowiek miał proste zadanie w oczach inżynierów: Zginąć aby umożliwić narodziny istoty o wiele doskonalszej niż ludzie czy inżynierowie, stanowiąca istotę doskonałości. myślę że inżynierowie sami byli zaskoczeni właściwościami tego czarnego płynu, prawdopodobnie sami nie tworzyli go, lecz odnaleźli podczas swoich wypraw kolonizacyjnych. nie mówiąc również o tym że nie wiemy na którym etapie swoje prace skończyli inżynierowie i możliwe że drogę od czarnego płynu do istoty bliskiej formą alienowi to jedynie sam koniec długich badań inżynierów i ci odnaleźli ją w zupełnie innej postaci niż była ukazana w filmie. możliwe jest również to że alien to dzika i bezwględna wersja istoty doskonałej którą chcieli stworzyć inżynierowie i byli dopiero na początku swoich badań, i nie wiadomo na jakim etapie są. więc pani doktor lecąc ku stwórcom może spotkać stwory o wiele groźniejsze i poteżniejsze niż alien lub bardziej prymitywne od niego a co za tym idzie bardziej powiedzieć że para doktorków się myliła: to nie było zaproszenie, raczej ostrzeżenie;) gobias Zaszalałeś:) Mazurian hehe tak z nudów sobie pisałem i pisałem a teraz w sumie jest ciekawy, o ile ktoś da radę przeczytać całość, czy zgadza się ze mną:) ilear ocenił(a) ten film na: 5 gobias jak wstawisz akapity, porobisz przerwy i ladniej to zredagujesz..to chetnie przeczytam ilear nie jestem w stanie podnieść sie z łóżka a co dopiero przeredagować całości tekstu. pisze ogólnie że człowiek to tylko mysz laboratoryjna w wielkim eksperymencie o charakterze naukowo-religijnym. inżynierowie odnaleźli lub stworzyli istoty o podobnym dna, gdyż to na jego bazie mają tworzyć istotę doskonałą, czyli nieśmiertelną. alien oraz te dziwne płyny, wężopodobne istoty to prawdopodobnie tylko któryś etap badań inżynierów (utknęli na planecie lat więc sporo mogło się zmienić przez ten czas)... gobias Dlaczego nie możesz wstać z łóżka? Mazurian kac. to częste u studenta który zazwyczaj miał wrzesień pełen poprawek a teraz nagle obył się bez kampanii wrześniowej. nie mam co robić to pochlałem wczoraj troche a dziś odkrywam nowe sposoby interpretacji prometeusza. jutro (jeśli jeszcze nie dziś) też popije a "dzień po" skacowany bede czymś zajmował obolałą głowę itd. itd. np dziś przez kilkadziesiąt minut produkowałem się przy tym tekście:) gobias Pewnie czujesz się jak Inżynier obudzony z głębokiego snu - aż Cie skrzywia jak wstajesz;) Mazurian dlatego nie wstaje:D Mazurian bo sie zmeczyl pisaniem kinoman989999 Na kacu to też bym się zmęczył:) ilear ocenił(a) ten film na: 5 gobias No przynajmniej krotko stresciles :) A co do tego streszczenia jak dla mnie to troche nadinterpretacja. Wolalbym nie prorokowac co wyszlo z czego i dlaczego tak a nie inaczej sie inzynierowie zachowali. Chocby tytul i pierwsza scena sugeruja, ze zycie na planecie Ziemia bylo "niechciane" przez inzynierow, wiec to juz troszke przeczy tezie o eksperymencie. ilear (...)jak widać jego komórki ulegają rozbiciu ale łączą się ponownie w nowy kod genetyczny. zażywający był non stop obserwowany przez załogę pobliskiego statku, gdy zażył płyn wtedy tamci nagle odlecieli. oglądając tę scenę miałem wrażenie że nie chodzi tu o skazańca ani też istotę która oddaje życie z radością, raczej wydawało mi się że obserwuje wykonywanie przez kogoś jakiegoś smutnego obowiązku. na pewno ta scena miała miejsce przed wydarzeniami w filmie i nie mogłem pozbyć się wrażenia, że dolina w ktorej lądował prometeusz to pozostałość po dolinie rzecznej do której z wodospadu zleciał inżynier. może mam racje może nie, niemniej pewne jest że powodem dla którego inżynier zażył dawkę tego "czegoś" było stworzenie nowego kodu DNA. zatem wydaje mi się, że scena którą obserwujemy nie jest sceną powstania rodzaju ludzkiego. oba gatunki mają identyczne DNA tymczasem w tej scenę powstało nowe całkowicie inne, które posiadałyby istota o wiele wiele bardziej różniąca się do inżyniera niż np człowiek od małpy. istota działająca na zupełnie innych zasadach fizjologicznych (...) gobias Słowa Davida mogą streszcić twoją interpretację "Aby coś stworzyć, trzeba coś poświęcić" ilear ocenił(a) ten film na: 5 gobias No i widzisz, rownie dobrze mozna by zinterpretowac poczatek jako- statek odlatywal, ten osobnik uciekl z niego- widzi ze odlatuja, postanawia sie poswiecictak samo mozliwe jak twoja wersja:) Do tego Prometeusz - gdzies ten motyw musi byc skoro taka nazwa filmu, wiec zapewne to wlasnie ten 1 inzynier ktory ginie robi akcje w stylu "prometeusza" ilear oj nie stary zobacz dokładnie tą scenę. nie uciekł ze statku, oni raczej bacznie obserwowali co robi. odleciał dopiero gdy to zrobił. zatem czuwali nad tym czy tego dokona. wniosek... to nie był żaden uciekinier a tylko osoba która poświęciła się dla misji. może dlatego odnaleźli lub stworzyli ludzi?" i myślę że właśnie w tym istnieje klucz do rozwiązania zagadki. inżynierowie tworzyli nowe dna na bazie swojego. jako wyjątkowo religijna cywilizacja zamiast pracy w laboratoriach woleli o wiele bardziej ceremonialne metody, co może potwierdzać choćby sposób odpalenia ich statków (przyp. przez zagranie melodyjki na instrumencie). może ziemia była dla nich o wielkim polem badawczym na bazie której mogli wprowadzić swoje badania na o wiele wyższy poziom, jednocześnie nie ryzykując przyszłością swojej cywilizacji." ilear ocenił(a) ten film na: 5 gobias no wlasnie nie pamietam jak to szlo, ale jesli sie nadarzy okazja sprawdze :) ilear (...)Inna sprawa jest tak że trzymanie posągu w statku sugeruje dużą religijność ich gatunku , oprócz tego można wywnioskować że założenia misji były zgodne z ich przekonaniami religijnymi. znów mamy dwie opcje. pierwsza mamy do czynienia z cywilizacją czystego zła, co oczywiście odpada z prostych powodów, takich jak że taka cywilizacja ze względu na swój samo -destrukcyjny charakter nie byłaby w stanie osiągnąć takiego rozwoju technologicznego jak cywilizacja inżynierów, a także przy swoim wcześniejszym spotkaniu doprowadziliby te kultury ziemskie (przynajmniej które o nich wspominają) do upadku. Jeśli w związku z tym pozostaje nam opcja, że to nie jest preferująca zło religia zatem pojawia się pytanie skąd to całe zamieszanie w wrogością wobec ludzi i alienami(...) gobias przeczyszczałem całość , bo wartoponieważ ciekawie i mądrze opisane wydarzenia w filmie po proszę ciąg dalszy...to w końcu kto nas stworzył, po 1 oglądnięciu --- stwierdziłem ze inżynierowie, ty sugerujesz ze nie koniecznie ,,,wiec kto ? a może w 2 części się wyjaśni,,,? gobias a nie zauważyłeś że te hełmy na głowach konstruktorów w kształcie słonich trąb były identyczne z skamielinom znalezionym przez pasażerów "Nostromo" w filmie "Obcy- ósmy pasażer Nostromo" Atoirtap zdecydowanie tak, jednak interesujące jest że w filmie obcy szczątki były już skamieniałe. również jest dziwne że system podtrzymywania życia już nie działał. można powiedzieć że choć planeta z obcego wydaje się o wiele gorsza pod względem tamtejszych warunków klimatycznych to jednak wygląda na to że rozbity statek inżynierów na który natrafiła załoga nostromo jest starszy niż ten na który natrafiła załoga prometeusza, czytaj rozbił się wcześniej, a zatem forma obcego z trylogii "obcy" jest formą wcześniejszą niż z którą mieliśmy do czynienia w prometeuszu. choć pewnie to tylko niedopatrzenie scenarzystów to jednak gdyby jednak nie ładnie by to zryło łepetyne, co nie? gobias zgadzam się w 100% z autorem gobias człowieku, imponująca interpretacja! masz talent, powinieneś zająć się pisaniem powieści s-f, albo jakąś pracą naukową, antropologia, psychologia czy coś takiego... garconnet Naukowcy upatrywali w inżynierach stwórców ludzkiej nacji lecz czy to jest prawda? sądwie możliwości1. nie, czyli ludzie zostali odnalezieni przez inżynierów w określonym celu2. tak, czyli ludzie zostali stworzeni przez inżynierów w określonym celu Atoirtap cyt. za @gobias " jakowyjątkowo religijna cywilizacja zamiast pracy w laboratoriach woleli o wiele bardziejceremonialne metody, co może potwierdzać choćby sposób odpalenia ich statków(przyp. przez zagranie melodyjki na instrumencie)."____________________________________________________________ ________________________________________Jeżeli chodzi ci o ten flet to cię rozczaruję. Meredith Vickers zabrała na tę odległą planetę ze sobą fortepian :) Atoirtap a silniki prometeusza odpalała grając na tym fortepianie symfonie:D gobias Podbijam gobias microb ocenił(a) ten film na: 8 gobias Tylko dlaczego Elizabeth postanawia dowiedzieć się "dlaczego zmienili zdanie"? Sam reżyser w jednym z wywiadów wyjaśnia, ze pierwsza scena to moment stworzenia. Fabuła jest raczej prostsza niż się może wydawać, ale jednocześnie jest bardzo otwarta na interpretacje, co sprawia, że każda interpretacja jest dobra. Wg mnie ciekawy motyw to okoliczność, ze zniszczenia rady ludzkiej postanowiono dokonać 2000 lat wcześniej, co pokrywa się z początkiem naszej ery. Zreszta Scott w wywiadzie sam zasugerował, ze Jezus był inżynierem. Troche to nawet zabawne, ale film calkiem ok. microb Skoro pierwsza scena to moment stworzenia to skoro ci inżynierowie posiadają taką technologię że, są w stanie kilkadziesiąt tysięcy lat temu przemierzać Wszechświat i tworzyć organizmy żywe to dlaczego ten motyw wygląda tak że jakiś golas w majtasach z czarnymi oczyma wypija jakąś papkę i rozlatuje się na kawałki. Nie szło sklonować materiału genetycznego lub po prostu komórek czy tkanek i połączyć ich z tą czarną mazią? Dawać się samemu zabijać żeby w wodzie powstało jakieś gówno? Skoro jego to zabiło to nic dobrego w ten sposób nie stworzyli. Jezus miałby być "Inżynierem"? Ciekawe jak by wyglądało ukrzyżowanie 3 metrowego chłopa w dodatku łysego i z czarnymi ślepiami? microb ocenił(a) ten film na: 8 Atoirtap Nie ma sensu dopatrywać się w tym logiki. Taki był zamysł reżysera (artysty) i tyle. A to jak inni to zinterpretują to już osobny temat. Historia została pokazana w taki sposób aby każdy mógł sobie dopowiedziec co mu sie podoba. To taki trick dzięki któremu po wyjściu z kina nie zapomnisz od razu o filmie. I jestem pewny, ze przede wszystkim o to chodziło. A po liczbie postów na forum widze, ze odniosło to zamierzony skutek. microb mozliwe ze człowiek miał byc istotą dobrą, lepszą moralnie niz inzynierowie. jezus nie moglby byc jednym z nich ale mógłby być ich posłańcem. ludzie zabijają go, inżynierowie widzą że nie ma ratunku dla ludzi i postanawiaja ich zabic. ale dla mnie jeśli okaże się ze człowiek został stworzony przez inżynierów to fabuła stanie się strasznie przewidywalna i cieżko bedzie czymkolwiek zaskoczyc:( microb zresztą fajnie by było jakby wyprawa pani doktor okazała się bezcelowa. a ona uświadomiła sobie swoje zaślepienie przez wiarę. jestem religijny ale myśle ze to całkiem fajny pomysł fabularny byłby gobias Dla mnie ocena filmu jest o wiele prostsza. 0 realizmu w tym filmie, ponieważ jest to Sci-Fi i jeśli ktoś bierze go na poważnie powinien się zastanowić nad sobą. Choćby operacja Shaw...bez Inżynierowie ?? Przecież to jakiś żart, tylko amerykanie mogli takie coś wymyślić, nie wiem czy ktoś z was zauważył ale w scenie kiedy pokazywali te hologramy przy końcu gdzie David znalazł ten statek i były te planety....one był podpisane po angielsku!!! !WTF?! Dla mnie film to jedna wielka bajka i nie ma racji bytu. Ogólnie podobał mi się ze względu na efekty i pomysł i dałem mu ocenę 7/10 choć uważam że można było zrobić to lepiej. Za dużo jest nieścisłości i niejasności. Po za tym co to za twórcy "inżynierowie" którzy na podstawie filmu stwierdzam że są tylko głupią tępa papką niszczącą wszystko co im stanie na drodze. Nie wiem jak wy ale Ja uważam że "stwórca" czy jak kto woli "inżynier" powinien mieć jakiś iloraz inteligencji przewyższający jego "projekt". rajni89 o kurde serio? tego nie zauważyłem ale da sie to jakoś wyjaśnić, np że to nie hologram tylko sztucznie generowany obraz w umyśle odbiorcy. ale myślę że scenarzyści i reżyser w rzeczywistości po prostu zrobili głupi błąd:D sprawdzę to scenę nastepnym razem jak bede oglądał te film winnim ocenił(a) ten film na: 9 gobias właśnie patrzylem na tą scene i widzialem jedynie śmieszne znaczki w stylu predatora a nie żaden angielski... markin ocenił(a) ten film na: 9 winnim nie oglądałem w tym momencie ale nie chce mi się wierzyć że tam są napisy angielskie markin ocenił(a) ten film na: 9 rajni89 "Po za tym co to za twórcy "inżynierowie" którzy na podstawie filmu stwierdzam że są tylko głupią tępa papką niszczącą wszystko co im stanie na drodze."zasadniczo nie rozumiem tego zdania ale chyba chodzi ci o tę scenę kiedy to inżynier wykręca głowę androidowi i chce załatwić resztę otóż dla niego to tylko robaczki które mają zaludniać i nawozić planety w wiem skąd takie dziwne przekonanie że inżynierowie chcieli tworzyć życie w akcie wspaniałości, inżynierowie dawali życie planetom które mogły życie utrzymać i tym sposobem istoty miały utrzymywać planetę przy życiu w akcie inżynierów ci najeźdźcy byli zwykłym robactwem a on chciał powrócić na macierzystą planetę z informacją o Alienach że wykończyły załogę planety magazynu życiodajnej czarna ciecz była interaktywna wchodziła w reakcję z planetą i istniejącym środowiskiem. Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem użytkownik usunięty Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem markin ocenił(a) ten film na: 9 gobias zastanawiam się tylko kim jesteś żebym marnował czas na czytanie tego tasiemca ? Skoro nie potrafisz się zwięźle wypowiadać to znak że czytanie tego czegoś jest równoznaczne ze stratą markin ocenił(a) ten film na: 9 gobias omg wtf ta czarna substancja to induktor wchodzący w reakcję z środowiskiem w którym się aktualnie znajduje i stąd inżynier wypił tę ciecz a następnie rozpadł się na kawałki dając na Ziemi zaczątki życia podobnego do widzimy dalej na tej planecie uwolniona ciecz dała takie oto stworki które mogły się adaptować do środowiska więc w statku powstała inna ciecz to katalizator życia, życia w sensie wszelakim. Każde środowisko dawało inny efekt. Co widać kiedy android użył kropli cieczy na naukowcu a on planecie jednorożców powstał by sympatyczny jednorożećCzłowieku pozostań przy Avengersach ciężkie SF przy którym trzeba myśleć nie jest dla ogarniajcie coś albo zwyczajnie publicznie się nie wypowiadajcie. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 9 markin Jeśli ciecz jest katalizatorem życia i na różnych planetach działa inaczej to dlaczego na jednej i tej samej planecie powstał płód-kalmar, jakieś świństwo w oku Holloway'a, kosmiczne zombie, kobra i Alien z pyskiem delfina? Przecież to jedno i to samo środowisko. markin ocenił(a) ten film na: 9 oko to nie to samo środowisko co sama ziemia planety jak i nie to samo co ciało inżyniera jak i nie to samo co dłoń np. ludzka. Środowisko w sensie inżyniera znajdujący się na Ziemi i na Marsie tworzą automatycznie, to chyba oczywiste, inne nie rozumiesz słów zaopatrz się w słownik. Przeszedłeś jakąś klasę podstawówki ? użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 9 markin Po kontakcie z mazią jeden z załogantów zapładnia kochankę kalmarem a inny zamienia się w zombie o sile dziesięciu chłopa. Jedno środowisko (obca planeta). Jeden gatunek nosiciela... i dwa skrajnie różne efekty. Zresztą w filmie powiedziano, że również Inżynier ma identyczne z ludzkim DNA. Maź powinna zatem rozwijać się w jego organizmie w sposób zbliżony, a tymczasem powoduje całkowity i niemal natychmiastowy rozpad komórek. A jeśli chodzi o środowisko zewnętrzne to również jest ono podobne. Na statku Inżynierów panowały warunki zbliżone do ziemskich (co stanowiło przesłankę do pozbycia się przez załogę ochrony). Isoroku...ogarnij co ty z nim dyskutujesz?Po takim zdaniu:"Organizm inżyniera znajdujący się na Ziemi i na Marsie tworzą automatycznie, to chyba oczywiste, inne środowiska."?Możesz iść do warzywniaka...kupić cukinię i z nią będzie identyczny. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 1 Marekgdapl Ale przyznasz że jego nieporadność jest dość zabawna. Szczególnie gdy sili się na "naukowe" objaśnienie i usprawiedliwienie nielogiczności fabuły. :) użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 1 Oceniłeś ten film na 1. LoL WESELE PROMETEUSZA Wśród niewielkiej cząstki ludzkości, ktora zna imię Prometeusza i wie, kim on był za młodu, powszechnem prawie jest mniemanie, iż ten wykradacz ognia niebieskiego przykutym był z woli bogów do skał na Kaukazie. Nikt jednak dowodu na to nie przytoczył. Nikt też nie widział onej skały, do której był rzekomo przykuty, ani nawet ogniwa z łańcucha, krępującego jego boskie członki. Rzecz się sprowadza, jak każde podanie, tradycją poparte jeno, do wątpienia: Mógł być przykuty tam, albo też gdzieindziej. Wiele zaś przemawia za tem, iż Prometeusz przykutym był w Tatrach — do Gewontu. Tu bowiem wszystko się działo. Z Tatr Pan Bóg na świat swój patrzał zaraz, po stworzeniu i cudował się sam sobie, że go tak pięknie uzdajał — tu stworzył naszych rodziców, Adama i Ewę — tu był ów Raj, o którym do dziś tyle gadek chodzi — tu się Paniezus urodził, naski i żydowski... Tak prawił stary Sabała, gazda świadomy rzeczy, wiarogodny. A i z bogami coś Grecy pocyganili — wiadomo, handlerski naród. Bo gdy na Olimp Spółka berlińska wnet tramwaj wyprowadzi, iżby cały świat mógł widzieć dowodnie, że tam pustka — tu w Tatrach, wiemy, są siedliska bogów niedostępne dla najbardziej zwarjowanych turystów. Tu też podziśdzień boginki się plączą: — stary kościelny (już nieboszczyk) móglby był przysiąc, iż widzial ją na własne oczy, jak prała chusty w potoku, piersi zarzuciwszy sobie na ramiona... No, nie dziwota — postarzeć musiały się setnie — tyle wieków... I wreszcie fakt znamienny. Któryś z raubszyców, Krzeptowski czy Gąsienica, zastrzelil nad Krzywaniem Sępa... Wiadomo, w Tatrach Sępów niema. Mógł być tylko jeden, który wyjadał serce Prometeuszowi — I ów sęp, wypchany, znajduje się dziś w Muzeum Tatrzańskiem, co każdy może na swoje oczy sprawdzić. A jeśli te dowody jeszcze nie wystarczające, niechże je poprze poniższa opowieść, której prawdziwości nikt chyba z ludzi, cokolwiek znających się na prometeizmie, nie zdoła letko zaprzeczyć. I. Pewnego odwieczora szła doliną Strążyską panna Irys z Warszawy... Imię to sama sobie nadała z uwielbienia dla poezji, w której podówczas panowały irysy, orchideje, nenufary i inne kwiaty z wyspy Ceylon. Papa jej wprawdzie, jako kupiec, tylko kawę stamtąd sprowadzał, lecz — panna Irys wykwitła, można rzec, ponad prozę życia i do poezji egzotycznej czuła wielki pociąg. Czuła też pociąg do poetów. Lecz „prawdziwego“ poety, o jakim marzyła, dotąd niestety nie spotkała w życiu. Więc melancholją cała byla przesiąknięta i mówiła smętnie, że umrze na suchoty. A że znów papa tem się gryzł i żółkniał, jeździła co rok do Zakopanego. Zatem pewnego odwieczora szła doliną Strążysk i myślątkami smętnemi bawiła się, jak paciorkami różańca. Szła w głąb doliny bez zamierzonego celu i zwolna zbliżała się ku Gewontowi. Z obu stron drogi wydźwigiwały się z czarnej omroczy smreków potworne skalne postacie. Stały w ruchach zakrzeplych groźne, wyniosłe, zasępione. Słońce, zapadające za wierchy, rdzawiło je odblaskiem, rzeźbiąc wyraziście ich martwe, zastygłe rysy. Nie widziała tego wszystkiego panna Irys, paciorkami myśli swych zajęta. Choć owszem lubiła góry: jako piękna dekorację do swej melancholijnej postaci. I lubiła też sama zapuszczać się w doliny znajome; czuła się tam jakoby na scenie wobec niewidzialnej widowni. Zżyła się tak już z rolą swoją, że i myśli układała odpowiednio do oczu, twarzy, całej swej irylsowej łodygi. Idac, myślała o tem, jakie to życie jest nudne — jacy to ludzie niewdzięczni — jaki to — ten pan, co w pensjonie przy stole naprzeciw siada, jest zarozumiały jak w tem Zakopanem pusto — jak jej w tym kapeluszu musi być do twarzy — i jaka szkoda, że nikt jej teraz, tak nieszczęśliwej, nie widzi. Zbliżała się właśnie do ściany Gewosntu. Podniosła oczy wilgotne... i z gardziołka jej wyrwało się zdziwienia, zachwytu pełne: — Ach! — I ciszej już, radośnie rzekła: — Prometeusz! A Prometeusz, który właśnie ziewał, przyciął zęby i stropił się niepomiernie. — Ależ... pan przykuły! — zawołała z prawdziwem współczuciem. — Nie... ja... właściwie... — jąkał Prometeusz. — To jest... łańcuchy rdza przegryzła... — Więc pan związany? Biedny... Ja pana uwolnię! — rzekła rezolutnie i szybko, nim Prometeusz się opatrzył, poczęła rozplątywać więzy. Powrozy były od deszczów stwardniałe, więc ząbkami sobie pomagała i mówiła przytem w podnieceniu: — Ale to pan musiał cierpieć strasznie!... I nikogo pan nie miał... Tak sam... w tej pustce... — Miałem... Sępa — szepnął oszołomiony Prometeusz. — I to jeszcze do tego! Ach!... Podjęła rękę jego z więzów uwolnioną i szybko pocałowała. Prometeusz wyrwał dłoń, strwożony. — Niech pan nie broni... To nie dla pana, tylko dla jego bólu... — mówiła z przejęciem szczerem. Resztę więzów Prometeusz, zawstydzony jej dobrocią, sam wolną ręką pomógł już rozplątać i wkrótce stanął, uwolniony. Ukłonił się niezgrabnie w podzięce — i poszli razem na dół doliną Strążyską. Panna Irys teraz z ciekawością rzucała nieznaczne, szparkowe wejrzenia na postępującego obok niej Prometeusza. Zauważyła, że rysy ma ładne, jeno schudł nieborak strasznie. Przytem ten ubiór niemodny... Ale to się da naprawić — pomyślała w duchu. — Zresztą wcale... wcale... — taki milczący? — Ja? — wyjąknął, strwożony. — Myślę, jaka pani dobra... Panna Irys zarumieniła się zlekka, zadowolona. — Oh, nie mówmy o tem, proszę... Niech mi pan wierzy, że dla każdego uczyniłabym tosamo. Nie mogę patrzeć na cierpienia... — Kiedy ja... właściwie... — jąkał Prometeusz i w myśli dokończył, rozumiejąc, iż glośno wyrzekł. długiej nie odróżniał już myśli od mowy. I dalej postępowali w milczeniu. Panna Irys wysilała swój umysł, iżby powiedzieć coś bardzo głębokiego, coby Prometeusza zachwyciło, ale napróżno mozolila główkę — nic nie mogła umyślić. To ja zaś niepokoiło, a wreszcie i gniewało, iż on szedł obok niej, a zdawał się czem inszem mieć głowę zajętą. — Spocznijmy chwilkę — rzekła, siadając na jednym z głazów, które walały się w piargu koło drogi. Prometeusz posłusznie usiadł obok. — Jak tu pięknie! — szepnęła po chwili, zatopiona, zda się, cała w zachwytnem zamyśleniu. — Tak — odszepnąl grzecznie Prometeusz. — Ach, jak ja kocham piękno! — mówiła glosem melodyjnym. — Nic poza tem na świecie mię nie zajmuje. A zwłaszcza góry... Ach, wiecznie chciałabym tu mieszkać! Spojrzała przymglonym wzrokiem na Prometeusza i zauważyła w jego oczach zdziwienie wdzięczne i zachwyt. Więc tembardziej zatopiła się w zadumie i, jakby przez sen zachwytny, mówiła: — Co za rozkosz tak bujać, jak orly ponad wierchami... zdaleka od gwaru ziemskiego, od ludzi... i żyć tylko wśród piękna, które nas otacza... Przez mgłę dojrzała w oczach jego już tylko zachwyt szczery. Tlumiąc zadowolenie serca, spytała tęskno: — Pan tam, mimo tych cierpień, musiał być szczęśliwy... I popatrzała mu w oczy. ,— Tak... czasem — odrzekł spłoniony Prometeusz. — To jest... śniłem o szczęściu... — Tak patrzeć z wysokości na cały świat... na ludzi... — Właściwie, to... Namyślał się, niezwykniony do słów, jak uprzystępnić swoje skromne wnętrze przed tą piękną, poetyczną duszą. — Właściwie wszystko, co... myślałem, odnosiło się do ludzi... Nie mogłem o nich zapomnieć, mimo... sępa. A może właśnie... przez niego. Przyznam się pani... chciałem się przemóc, zdusić ten ogień święty... Lecz ogień nieśmiertelny. Sain dłońmi swemi wyniosłem go z Olimpu... — Ach! słyszałam — rzekła z podziwem panna Irys. — Wiele o panu pisali... I przyznam się panu szczerze, że czasem te pochwały zdawały się mi przesadne. Ale jak pana poznałam... — Cóż ja... zaprawdę nie zasłużyłem — jąkał, wzruszony. Po chwili jął się znów spowiadać. — A drugą myślą, która mię nie opuszczała, to sęp... Z początku złorzeczyłem bogom i myślałem o nim ze strachem... później z goryczą... a potem z pewną sympatją... a nawet, przyznam się, tęskniłem za nim... — Ach, ja pana rozumiem... — szepnęła ze współczuciem. — Gdy go długo nie było widać, wzywałem go. Nie dziw — karmił się moją krwią serdeczna. Byliśmy niejako krewni. — A ta rana... Pokaż mi pan tę ranę! Odkryj się, jak przed siostrą. — Niech pani przebaczy, nie mogę teraz... może później... Milczeli oboje czas jakiś. Prometeusz, wzruszony jeszcze, począł: — Co najboleśniej rani, to właśnie jest drogiem... drogo przez ból kupionem, przez ten ogień. Sto kar niechby podobnych... skradłhym jeszcze! Miłość przemienia. — Och, miłość!... — szepnęła marzaco panna Irys. — Nieraz, gdy noce czarne przyszły i, jak daleko okiem sięgnąć — a ze sępiej swej wyżyny przebiegać mogłem obszar wielki — nigdzie światełka... Wówczas rozpalała się rana mego serca i, jak ognisko rubinowe, świeciła w pustce zmroczniałej. Czułem się latarnia zbawczą dla pielgrzymów, zawieszoną u wysokiej skały. Stał się wielce wymownym, aż panna Irys z nieukrywaną radością przerwała: — Ja czułam, że pan musi być poetą! Prawda, że zgadlam? — Niestety — odrzekł, stropiony — nie pisałem wierszy. Mogłem tylko śpiewać pieśni o swoim... sępie. — Właśnie, o sępie. Ja to gdzieś nawet czytałam. Pan jest prawdziwy poeta! — Oh, pani — bąknął zawstydzony Prometeusz. I znowu milczeli chwilę. — Jak to dziwnie los kieruje... — rozpoczęła tym razem panna Irys. — Zawsze lubiłam chodzić w tę dolinę. Jakby przeczucie jakieś mię tu wiodło. A dziś tom szła jak we śnie, jakąś siłą tajemniczą pchana... i coś mię ciągnęło w głąb... ażem spotkała pana. — To dziwne... — rzekł podobnie wzruszony Prometeusz — bo i ja... jakbym się pani spodziewał. Nieraz patrzyłem tęsknemi oczyma nadół... a widziałem cię w myślach... Pani mi już oddawna znajoma. Spuściła rzęśnie powiek i patrzyła ku ziemi na nos wysuniętego bucika, oczekując dalszych wynurzeń. Lecz Prometeusz zająknął się, jak student przy pierwszych oświadczynach, i przerwał, zakłopotany. Wtedy panna Irys, jakby nagle zbudzona z zadumy, podniosła się z westchnieniem z kamienia. — Już wieczór!... Co tam w domu powiedzą! Musi mię pan odprowadzić. Skłonił się w milczeniu — i poszli wespół otwartą doliną. — Jakiż pan małomówny! — rzekła panna Irys niejako z wyrzutem, gdy uszli spory kęs drogi, nic nie mówiąc. — Przepraszam... odwykłem od towarzystwa... zdziczałem — sprawiał się, jąkając znowu, Prometeusz. — My pana oswoimy! — szepnęła ciepło i wejrzała nań bokiem litośnie, uśmiechając się do serca swego. Właśnie wychodzili z doliny na przestrzeń rozwartą. Prometeusz zatrzymał się nagle, popatrzał z trwogą przed siebie, a potem zwrócił spojrzenie w dolinę, długie, ociągające się i jakby wyczekujące. — Co panu? — z przestrachem spytała. — Nic... mój sęp... Panna Irys żachnęła się niecierpliwie, lecz, nie okazując głosem irytacji, rzekla z przyjazną perswazją: — Niechże się pan już nim nie trapi! Dość się pana nagryzł! Kto widział tak się poddawać... I to Prometeusz!... No, nie smęcić się! — dodala cieplej i ujęła jego ramię. Niepokój gasł w jego oczach i nikło jego osępienie pod ciepłem jej słów serdecznych. Bezwolnie postępował obok wśród mroczniejącej już równiny. — Niechże mi pan da rękę... Tak tu dziko... Spełnił rozkaz posłusznie. — A więc ten sęp wciąż pana straszy... Brzydkie ptaszysko! Doprawdy, jestem zazdrosna. Ani jednej uwagi dla mnie. Cała myśl tam — przy Gewoncie... Nie, tego nie zniosę! — mówila w naiwnem zadąsaniu. — Sępa każę zastrzelić... — O! — Tak, z zazdrości, zapowiadam... A potem weżmiemy się do pana Prometeusza!... Ranę wyleczymy... smutkowi nie damy przystępu... — Zatem nowe więzy? — rzekł żartobliwie. — Jedwabne... Trudniejsze do przerwania... — O bogowie! Niezmienne są wasze wyroki... II. — Kochasz? — Kocham! — Powtórz jeszcze... — A więc: kocham! kocham! kocham!... — Mój złoty... — Iry moja... Siedzieli na ławeczce, splecionej z białych palików brzozowych — w parku. Dokoła nich i w nich jaśniało słoneczne rano. Byli od paru niedziel zaręczeni. Długo opierał się temu ojciec panny, nie chcąc mieć, jako kupiec solidny, za zięcia człowieka o zgoła niepewnej przeszłości, bez stałego miejsca zamieszkania. — Nieznane nazwisko... — Ależ tanku! Cały świat mówi o nim... — Coś słyszałem, ale... — Jakby to papie powiedzieć... On zeksproprjował ogień, na który Olimp miał monopol! — Sprawa nieczysta, znaczy się... — Ale-ż najczystsza w świecie! Nie dawał się przekonać. Dopiero, gdy panna Irys, zużywszy przy pomocy ciotek wszystkie sposoby, sposobiki, oświadczyła, że umrze, rad nierad musiał się zgodzić; nie wcześniej jednak przyzwolił na zaręczyny, aż Prometeuszowi za jego staraniem przyobiecano posadę w banku. Teraz wolno im było publicznie okazywać sobie milość, całować się, pieścić spojrzeniami, chodzić we dwój do teatrów, jak i do kwietnych od strojnych kapeluszy parków. Prometeusz nie z odpowiednią ochotą to czynił. Miał jeszcze jakieś onieśmielenie przed ludźmi, pozostałe z pustelniczego okresu, i nowo rodzącą się, w miejsce dawnej, bezkrytycznej a stanowczo zamierającej, do ludzi milości, jakąś niejasną niechęć do nich, gdy się im przyzierał zbliska. Lecz panna Irys gwałtownie pragnęła ukazywać się z nim razem na oczach ciekawości ludzkiej. — niech widzą, niech żółknieją z zazdrości przyjaciółki, że Prometeusz jest jej narzeczonym. Z niemałym bowiem trudem do tego wreszcie zdążyła. Siedzieli więc obok siebie na Ławeczce, osłonionej krzewami bzu, i obyczajem narzeczonych darzyli się uśmiechami i jasnością ócz rozszcześliwionych. — Jakiś ty śliczny! — wyszeptała w uniesieniu, spodziewając się dla siebie conajmniej podwójnych zachwytów. Lecz Prometeusz nie douczył się jeszcze podręcznika dla narzeczonych, gdzie na końcu są odpowiednie rozmówki. Posiadał dotąd w tej kwestji elementarną tylko wiedzę. Zatem milczał, uśmiechając się grzecznie w podzięce, a przytem nie zauważył, jakoby w słowach przesadzała. Istotnie, w modnem ubraniu, o zaokrąglonem już i zaróżowionem nieco obliczu, gdy, przechodząc ulicą, przezierał się w szybach, widział, że nie wyglada gorzej od pięknego z najdroższego bazaru subjekta. — Mój Promuśl... szepnęła, pieszcząc oczami jego wyładniałą głowę. Prometeuszowi niemiłe zabrzmiało w uszach to zdrobniale urobione imię. Uczuł pewien wstyd i jakoby zawinienie pewne wobec... sępa. Spoważniał i myślą przeniósł się do swoich gór. Gdzie on też teraz?... Pewnie z tęsknotą krąży ponad skałą — a skała pusta... Zmęczony kołowaniem, siada na cyplu skalnym i głodny wzrok puszcza wdół po wancie, gdzie tkwi jeszcze rdzą przegryzione ogniwo... — Gdzież tak daleko patrzysz? — zagadnęła go Irys, nachylając się przed jego oczy. Popatrzył poważnie na nią, jakby nie słyszał pytania. — Cóż tobie? — rzekła już zaniepokojona. — Patrzysz na mnie, a nie widzisz mnie. Obudź-że się! — Wydaje mi się, jakobym był zbiegiem...rzekł powoli. — Nie rozumiem cię. — Tak, tak... — Żeś się wyrwał z tych więzów?... — Czym powinien był... — Ależ rzecz prosta. Czyś nie cierpiał? Któż dobrowolnie chciałby mękę znosić? I za co? Za jakie grzechy? Masz się też jeszcze czem trapić! — Zapewne... tak... cierpiałem... lecz... — O cóż ci idzie? — Słuchaj, Iry... Chociaż — cóż mówić... — Ależ mów! proszę... — Czy ty nie będziesz mieć nic przeciwko temu... to jest... nie tak... — No mów-że! drogi... — Czy ty zrozumiesz mnie, jeżeli... — Całem sercem będę chciala... — Jeżeli czasem wrócę Gdybyś ty wiedziała, jakie:tam mialem sny!... z Gewontu... — Ależ drogi! — najchętniej! — sama pójdę z tobą... Wiesz przecie, jak ja kocham góry. Ach! Zakopane! Nienawidzę miasta. Będziemy chodzić razem w to miejsce... pamiętasz? Będziemy sobie przypominać. Będziesz mi opowiadał o swoich tam snach — i o tym... sępie. Gdybyś wiedział, jak ja go nienawidzę... — Iry! — Nienawidzę go za to, żeś tyle przez niego cierpiał... — Kiedy on mi drogim... był. — Cóż cię teraz obchodzi? Nie myśl o tem. Nie wracaj. Myślałam, żeś się już naz na zawsze pozbył tej myśli dręczącej... Że jak będziesz miał mnie... Chyba, że się nie czujesz szczęśliwym... — Iry... — Bo pocóż wracałbyś do tego, co cię żarło. — To jest rzecz... widzisz, trudno wytłomaczyć... Coś każe dawać się w ofierze... jakaś odpowiedzialność wobec trybunału, który jest jakoby wewnątrz nas — i sądzi... Nigdzie ucieczki od tych sądzących oczu... — Ucieknij, schroń się ku mnie... — Tak... gdy w twoje jasne oczy patrzę, tracę ten wzrok sądzący... Lecz wstaje znów niepokój we mnie, jakby jakoweś zawinienie... — To nerwy, wierz mi, to tylko nerwy. Zżarła cię ta męka, ten... ten... sęp! — I wiesz... Hm, spowiadam się tobie, jak duszy swej... — Twoja! — rzekła ciepło, przytulając się wdzięcznie ku niemu. — Jest jeszcze jedno, co mię niepokoi... Nie czuję już w sobie tego żaru — od ognia, który bogom wydarłem... — To ten ogień, co z Olimpu?... — Tak — miałem go w sercu... — Toż to piekło! — Piekło i raj... Wszak to ogień boski. Trwożę się, żeby nie zgasł... — Nie zgaśnie, jak ci o to chodzi... — Na pustce rozżarza się, jakoby od wiatru, a pośród ludzi przygasa, a przecie ja go dla ludzi... — Co cię ludzie obchodzą? — Teraz mniej... I to mię również niepokoi. — Ach te niepokoje wieczne?... Zabij je w sobie, zniszcz, odpędź — nie daj do serca przystępu... — Hm... — tak powinien mówić mój wróg. — No nie! Ja tak tylko... Nie myślałam wcale... Promuś! Zesmutniał i zwiesił głowę (Dlaczego znowu „Promuś“?) — Mówiłam ci przecież, że chętnie pójdę z tobą — tam i wszędzie, gdzie zechcesz. Ale jeżeli miałabym ci być kulą u nogi, wolałabym... wolałabym... — No, Iryś... cóż znowu... skądże to przypuszczenie?... Łzy? Na Boga, lry... bo zcałuję. — Ja tak góry kocham (przez ciebie), a ty mi ciągle wyrzucasz... — Nic nie wyrzucam. — Z ludźmi pozrywałam (dla ciebie) i u nikogo nie bywam... Prometeusz zdziwił się tym jej słowom, zastanowił się nieco, lecz wnet wątpienie jego się rozwiało, gdy pomyślał: „Musi tak być zaiste, skoro tak mówi. Zapewne już u nikogo nie chce odtąd (ze względu na niego) bywać“. Z wdzięcznością rzekł: — Dziękuję ci. Nie wymagam przecie, Iry, żebyś ze względu na mnie oddalała się od ludzi. Mój świat — to pustka... — A czy nie uciekalam od ludzi ku tej pustce, nim cię jeszcze znałam?... Czym nie szła ku tobie naprzeciw? — Prawda... — To też i teraz twój świat będzie moim. — Iry najdroższa! — Będę z toba włóczyć się jak mgła — po wierchach — ponad urwiska, przepaście... — Słonko moje! — Ach Tatry!... Nieraz śniłam, że chodzę z toba po tych turniach, żlebach, krzesanicach, a ty mi opowiadasz o skarbach tam zaklętych, o zbójnikach... — Kochasz ten świat bajeczny? — Niewymownie! — Pójdziemy w ten świat, Iry... — Tylko, mój drogi, mój złoty, zaraz po ślubie nie wypada. Za blisko. Po ślubie pojedziemy do Włoch. Albo nie. Do Włoch wszyscy jadą. Nawet Stacha z mężem — choć jej ojciec robi tylko w detailu. Gdzieś, gdzie rzadko kto od nas... do Szwecji! albo Norwegji! Ach fiordy! fieldyl Jak ja kocham fieldy! To musi być coś wspaniałego. Dobrze? — Wszędzie z tobą!... — Albo wiesz, gdzie? Na Krym. Tam podobno drugi Neapol... cyprysy!... Tylko, że tam znowu — blisko Kaukaz... Wszędzie te wstrętne góry... chciałam powiedzieć: te miejsca, co cię tak... wzruszają. Chociaż ty na Kaukazie nie byłeś? jak mówią... — Stare dzieje... — Prawda? Uśmiechnął się w odpowiedzi. — Drogi powiedz mi co wesołego o tym... sępie. — ? — Musiało zabawnie wyglądać, jak tak zlatytywał... i karmił się... co? Prometeusz nagle sposępniał. — Wiesz... ja go już kazałam zastrzelić. — Co?! Uniósł się. Lecz zaraz pomyślał: „Ja sam tylko mogę go zgładzić“. A ona: — Możesz mnie zabić za to. — Iry! — odrzekł już rozpogodzony — mówisz jak dziecko... — Bo ja... wszystko dla ciebie! — Znowu łzy?... Iryś? Całowal ręce jej, włosy, oczy — aż uśmiech na ustach jej zakwitnął. — O, widzisz, tak najpiękniej. Nie gniewasz się już za tego Sępa? — Nie. Lecz, proszę cię, nie mówmy o nim. — To ty nie myśl o nim — Już nie myślę. — Albo wiesz... Ale nie śmiem cię prosić... Boję się, że znowu cię urażę... Mów, moje złote, nie urazisz mię... — Kiedy... — No proszę... — Chcialam cię prosić... żebyś napisał wiersz... o tym sępie. Tak, jak to czujesz... i z dedykacją dla mnie... — Spróbuję... choć trudno będzie... — Ach, jakżem ci wdzięczna! Dziękuję ci, najdroższy. Będzie prześliczne! Już widzę. Ty sam nie możesz ocenić. Tylko wszystko tam włóż: i Tatry, i burzę, i grzmoty, i to... jak ci serce rani... rozrywa... Prometeusz z uśmiechem, wstając: — Wszystko, wszystko napiszę... spróbuję... — Będzie prześliczne! mówię ci. Mój... poeta! — Jak ty umiesz pętać... — Srogie te więzy? — Rozkoszne. — Już nie żałujesz tamtych? — Ani myśli... — Będziemy szczęśliwi! Promuś!... Będzie nam dobrze, jak nikomu z ludzi! Będziemy mieszkać w lecie na wsi — w zimie w mieście... Mieszkanie urządzimy ślicznie. Sprawimy sobie meble zakopańskie... Szli razem zwolna „alejami, Pomiędzy drzewa, cisi, sami, I padał biały kwiat lipowy“ Na ich marzące, śliczne glowy... III. A iż nikto „nie wiedział o żadnej przeszkodzie“, po zapowiedziach formalnych odbył się ślub Prometeusza z panną Irys i zwyczajem wskazane wesele. O tem wydarzeniu, które, jakkolwiek spodziewane, „wstrząsnęło“ przecież „całą Warszawa do głębi“, pisał król reporterów w najpoważniejszym z wesołych dzienników: „Już wczesnym rankiem, skoro świt zajaśniał, zgromadziły się tłumy ludzi przed kościołem wskutek ogłoszenia o mającej się odbyć uroczystości zaślubin znanej z piękności panny Irys, córki naszego znakomitego obywatela i kupca, ze znanym poetą i urzędnikiem banku... Prometeuszem. „Właśnie zaświecały się księżyce lamp elektrycznych, gdy poczęły zajeżdżać przed kościół powozy. Wysiadły z nich strojne damy, wszystek kwiat naszej stolicy, a obok nich panowie we frakach o śnieżnie białych gorsach, którzy z rycerską galanterja podtrzymywali je, gdy, jak niebianki z Olimpu, spływały po stopniach powozów na ziemię. „Tłum caly, który tak rzadko niestety ma poetyczny obraz przed oczyma, podziwiał w wiele mówiącem milczeniu ten czarujący korowód. „Nagle dreszcz przeszedł wśród tłumu. Przez białe ciągniony rumaki, ukazał się różami ubrany powóz, a w nim, jako zjawisko cudne....panna młoda. — Ona jaśniała jak jutrzenka czysta, a on zaś jak Apollo, w swej pochmurności wyższy ponad tłum śmiertelnych. — Lekko zestąpili na bruk i, otoczeni drużbami, szli do ołtarza wśród szpaleru widzów, a za nimi płynął szmer podziwu. „Po skończonym obrzędzie wracali taksamo, jeno oczy panny młodej jaśniały szczęściem, jak oświetlone brylanty, a nad czołem pana młodego unosiła się lekka chmurka, zrodzona z poważnej chwili. Organy skocznie grały. „Poczem wszyscy wsiedli do powozów i pomknęli girlandą weselnego corsa, a tłum nędzny pozostał, długo nie mogąc wyjść z zachwytu i komentując to zdarzenie na różne sposoby. „Apartamenty weselne, umyślnie na ten cel wynajęte w Grandhotelu, jaśniały rzęsistem światłem. W powodzi świateł, róż, bukietów i powabniejszych od róż pań, zatracała się rzeczywistość, a wstawał obraz bajeczny z Tysiąca i jednej nocy, elektrycznie oświetlony. Jak w czarodziejskim kinematografie, przewijali się goście weselni przez szereg jasnych sal. A jak egzotyczny kwiat między swojskiemi, wyróżniała się między pięknemi druchnami rzadką pięknością i strojem — panna młoda. „Oto idzie — nie — płynie przez salę i miłosnemi oczyma szuka oblubieńca. Niema go w ciżbie weselnej. On samotności szuka — poeta... „Czym śpiewak dla ludzi....“ Aż znajduje go w bocznym kiosku, marzącego. Oczy ich spotykają się i, szczęściem oszołomione, topią się w sobie... Gdzieś szmerzy fontanna — gdzieś słowik kwiii. „Z tego snu krótkiego budzi ich muzyka. Sale rozbrzmiewają dźwiękiem — goście kaskada wabną puszczają się w tany — światła drżą... Czar walca. — Następuje wieniec tańców, w których się dusza, jak mówi poeta, obnaża. Wszystko się cieszy, raduje i zapomina o troskach dnia, Czar działa. „O północy muzyka zamilkła, wezwano do kolacji. W złocistej sali przy stole przybranym w kwiaty zasiedli goście na miejscach, jakoby przeznaczeniem wskazanych: panowie obok pań. Wytresowani lokaje pod genjalnem okiem kierownika roznosili wabiące półmiski. Menu składało się z piętnastu dań. Wśród wykwintnych potraw i drogich pasztetów, nie brakło prawdziwych francuskich trufli, najdroższych win i południowych owoców. Wzruszenie ogarniało zebranych. Lecz prawdziwa zapanowała serdeczność, gdy wniesiono kosze szampana (pierwszej marki). Wznoszono toasty na cześć państwa mlodych i wiwatowano ochoczo. Pan mlody, wzruszony tym wylewem uczuć, odpowiedział w przydłuższej nieco, bardzo poetycznej mowie, i choć niestety zawartych w niej głębokich alluzyj pod adresem nieobecnych nie wszyscy z gości zrozumieli, jednak mowa swoja oryginalnością zrobila wielkie wrażenie. Zapanowała wylewność, właściwa tylko Słowianom — przy dźwiękach skocznej muzyki bawiono się ochoczo do białego dnia. „I ja tam między gośćmi bylem, miód i wino piłem“... (Asfer). Podobne, choć nie tak poetyczne artykuly ukazały się i w innych gazetach. Ludzie skeptyczni poczęli jednakże twierdzić, iż nie tak sielankowo — idyllicznie, jak opisywano, zakończyło się owo wesele. Coś przebąkiwano nawet o skandalu. — Poczęto pilnie wyjaśniać, co jeszcze rzecz zaciemniało. Lecz my (mrugnięcie w stronę czytelnika), którzy znamy Prometeusza z poprzednich dwóch rozdziałów, wiemy, jak się rzecz miała w istocie, i że ludzie, nieprzyzwyczajeni do gestów prometejskich, latwo mogli uważać za skandal, co było w rzeczy naturalnem. Nam już bez sprawdzań wiadomo, że same niezwyczajne przygotowania do ślubu musiały Prometeusza srodze oszołomić. W tem oszołomieniu stanął przed ołtarzem i mówił słowa przysięgi. Lecz skoro tylko od ołtarza się odwrócił — jakby czar z niego spadł... Sakrament go odmienił. Czuł, że się coś za nim zamknęło — jakaś furtka, która czyjaś dobra ręka oliwa nasmarowała, iżby pocichu się zawarła — i oto znalazł się niespodzianie (tak mu się zdało) na miłem podwórku. Patrzał w zdumieniu dookoła — i wszystko inaczej mu się przedstawiało, niż gdy wchodził. — Zdziczenie jego, niedoszczętnie widać przez zabiegi panny Irys wytępione, w tej sytuacji się ozwało. — Każdy oswojony człowiek patrzałby we drzwi domu, cieszyłby się w sercu na przyjęcie, na miłą, tem ciekawszą, iże nieznana gościnę. A on, jakby w potrzasku, szukał oczyma w płocie dziury, którąby można umknąć. A skoro widział, że niema nijakiej rady, przybrał poważną minę gościa — i z takim wyrazem szedł do kościoła. W drodze, gdy przejeżdżali przez gwarna ulicę, z hałasu ulicznego doleciały ich okrzyki roznosicieli dzienników: — Wesele Prometeusza!... Straszne utonięcie w balji!... Katastrofa!... Prometeusz zasępił się — dowcipni tłómaczyli: przypomniał sobie sępa. Panna Irys, przytulając się do jego ramienia, szeptała w rozpromienieniu: — Ach, jakam szczęśliwa! Zajechali do hotelu. Prometeusz snuł się między gośćmi, znowu dziwnemu oszołomieniu poddany. Przechodził z sali do sali, plątał się niezdecydowanie i z nieśmiałością niejaką, jakby się znalazł na czyjemś weselu i to nie bardzo proszony. — „Właściwie poco ja tu...“ — uparcie mu się nasuwało. Przezdawało mu się czasem, że jest w gościnie przymusowej... a ma gdzieś iść — gdzieś jechać — coś ważnego... Lecz trudno wymknąć się, furtka zamknięta. Czyja ręka? Czy los?... Gwałtem chciał się otrząść z tego przykrego uczucia — przyuśmiechał się bez racji do osób spotykanych — coś do kogoś przegadywał — lecz na nic, nie mógł się pozbyć tej gnębiącej zmory. I gdy tak z gościnnym na ustach uśmiechem a zaostrzonym wzrokiem snuł się po salach jasnych, zauważył, iż wszyscy goście tworzą społeczeństwo jakieś, którego on tam na swej skale, chowając ogień zrabowany, nie znał, nie przypuszczał zgoła. Znał tylko ludzkość i bogów. Jaki jest — dumał — stosunek jego do tej społeczności?... Miał uczucie niejasne: iż coś odkrył i zarazem coś stracił. Uczucie winy, dawno już w nim tkwiące, roslo aż do strachu. Szukał oczami swojej Irys, i ze zdziwieniem ujrzał, iż ona w tem społeczeństwie czuje się między swoimi... — Rrrond! — wrzasnął aranżer. W sali tańczono. Prometeusz trwożnie usunął się — przebiegał oczyma twarze — szukal krewnej istoty. Aż dojrzal w kącie malarza, którego mu dziś przedstawiono. Zbliżył się ku niemu i spytał. — Cóż tu pan robi? Malarz podniósł nań zdziwione oczy. — Jestem na pańskiem weselu. Mialem już zaszczyt... — Aha. No nic. Chodźmy gdzie... schowajmy się. I pociągnął go za sobą do pustej, odległej salki. Wybiegł i za moment wrócił z flaszkami. — Urządzimy sobie knajpę... — nalał wina do szklenic. — Pij, przyjacielu! Wychylił kielich jeden — drugi. Pragnął się wyraźnie upić. Malarz wciąż ze zdziwieniem statecznie akompanjował. — Znasz pan moja historję? — zagadnął nagle Prometeusz. — No tak... bo to już historja wlaściwie... — Znam... jakże... wiadomo powszechnie... — Co pan sądzi o tem? — Sądzę, że pan wiele musiał cierpieć... — ... — Za to bogowie odwdzięczyli się panu dniem dzisiejszym. — Zemsta bogów jest słodką... pijmy! Po chwili, czując, że coś dla wytlómaczenia się rzec potrzeba, począł: — Widzi pan... mówią: wino podsyca żar boski... A ja, przyznam się panu, mam takie dziś uczucie, jakby ten ogień we mnie zgasł... jakby go ktoś nogami zadeptał... — Skądże to dziś u pana... — Czuję próżnię... podczas kiedy tam czulem pustkę i żar. Och, tam!... — A taką piękną pieśń niedawno wyśpiewał pan o sępie... Talent pański wciąż rośnie... — Tak... „musi zginąć w życiu, co ma ożyć w pieśni“. Pij, przyjacielu!... Cichutko tu, zacisznie... — Ale cóż powiedzą goście... Irys... — Co nas to — do cholery... Pijmy! Nachodziła go szczerość warszawska. — Słuchaj, bracie... Kochałeś się w Irys... Nie zaprzeczaj. Mówiła mi o pewnym malarzu... znaczy się: o tobie... Och, czemuś ty wtenczas... Znasz dolinę Strążyską? — Nie. — Wszystko jedno. Winszowałbym dziś tobie... Obaj my, bracie, nieszczęśliwi... Wypijmy „Bruderschaft“! Piją. Prometeusz w rozczuleniu: — Widzisz (wskazuje salę), tam jest „to, co nas pożera“... A ja czułem... Pamiętaj, nie chodź do doliny Strążysk! — Cóż tam jest? — Tam... kiedyś... krążył mój sęp... — Więc nie na Kaukazie? — I ty także... przyjacielu? Bajki, mówię ci, bajki chodzą o Prometeuszu!... Wszystko jest bajka — i ty, i ja tutaj... Rozległ się dzwonek — wołania — we drzwiach stanęło paru ze służby, wzywając do kolacji. — Trzeba iść — rzekł malarz i podjął za ramię pijanawego dość Prometeusza. — Czekaj... chciałem ci pokazać... Odejdźcie, niewolnicy... precz! Rozchylił gors koszuli i rzekł z gestem odpowiednim, tajemniczo: — Widzisz tę bliznę na sercu...? Tobie tylko, przyjacielu... Chodźmy. Do stołu już zasiadano. Prometeusz zajął miejsce obok Irys i, czując na sobie badawcze spojrzenia, przybrał wyraz obojętno-ponury. Malarza usadzono przy szarym końcu. Tu trzeba uzupełnić sprawozdanie reportera; iż w czasie kolacji lekki pogwar, jak brzęczenie pszczółek nad kwiatkami, unosił się nad stołem, i że zamiast trufli podano zwyczajne grzyby, zwane po naszemu sowy, pasztetu wcale nie było, a po kolacji podano jedynie wino i piwo bawarskie (szampan pił tylko reporter, w wyobraźni). Toastów zato było bez liku, i kwartet z trzynastu głosów na częste „niech żyją!“ z akompanjamentem solowym wszystkich osób. Skoro już trzydziesty trzeci toast podniesionoa wypowiedział go mąż poważny i zacny, prezes stowarzyszenia kupieckiego, wyraźnie pijąc do sławy pana młodego, o której „wszędzie, w każdej gazecie jest, i nawet w stowarzyszeniu kupieckiem odczyt jakiś tam miał o tem“, gdy poprzednie toasty dotyczyły głównie sypialni małżeńskiej — Prometeusz, który coraz to bardziej ponuro dziękował, uśmiechnął się niezgrabnie w podzięce na ostatnie prezesa życzenie („żeby nam tak jak Sienkiewicz zajaśniał, i żeby stąd na nasz stan kupiecki spłynął honor“...), wychylił kielich, powstał i, przeczekawszy, aż się uciszyło całkiem, przybladły nieco ze wzruszenia, a czerwonawy od wina, rozpoczął: — Szanowni i zacni goście!... Serdecznie wam dziękuję za szczere wysiłki, jakieście tu podjęli, aby mi wreszcie uświadomić, jaki jest stosunek między mną, a wami? Które to pytanie trapiło mię od czasu, kiedy was poznałem. Wiem, że to nie było waszym celem, jednakowoż serdecznie wam dziękuję. — Wiwat Prometeusz! — krzyknął ktoś z gorętszych. A on, nalawszy sobie bezceremonjalnie wina do szklenicy, wypił i z trudem ciągnął dalej: — Oto teraz jasnem mi się staje... I cokolwiekbyście uczynili z dobrej czy złej woli — już mię to nie będzie gorszyć, albowiem rozumiem... Jesteście na swojem miejscu. Tylko ja tu niepotrzebnie się znalazłem. Pozwólcie — zaraz wyłuszczę... Bo nie sądźcie, że każdy, co ma postać człowieczą, jest przeto waszym bliźnim. Tak i ja błędnie sądziłem. Dlatego jestem pośród was, szanowni... — Niech żyje nam! Chór!... — PstI Cicho! — uciszano. Prometeusz popił wina i dalej rzecz prowadził: — Są rasy różne... naprzykład: ja i wy... Nie łączy nas prawie nic, a wszystko dzieli. Ja nie uznaję waszej ojczyzny — wy mojej... — O! — Proszę... jak państwo czujecie się w pustce?...Widzicie: nie rozumiemy się, choć używamy tych samych słów. Jakby wam tu jaśniej Weźmy nie ludzi, lecz psy... O psach wszystko wolno. Są więc różne rasy psów — powiedzmy: — wyżły, owczarki, kundysy... — Oryginalny sposób mówienia — szeptano. — Neufundlandczyk, a kundys... Jaka olbrzymia różnica! Tylko one łatwo się poznają — czują wzajemnie swój stosunek do siebie — czują dystans! panowie... a nam ludziom trudno się — rozeznać. — Promuś! — syknęła zgorszona Irys, trącając go łokciem. — Oto — naprzykład... ktoś woła mnie: „Filuś“, podczas, gdy ja w istocie jestem „Hektor“. Słowo wam daję: jestem Hektor! Napełnił winem kielich. — Gdzieś jest, mój przyjacielu? (Poszukał wzrokiem malarza). Zdrowie nasze! A zwracając się do zdziwionych gości: — Przepraszam, że zdrowia waszego nie piję, albowiem sami się o nie aż nadto troszczycie. Przez całe życie od kolebki ono jest staraniem waszem. Jestescie niespożyci. Byliście i będziecie. Wasza rasa nieśmiertelna, podczas gdy moja na wymarciu. Mówię więc jako moriturus... ten, co ma zginąć — wasz niewolnik. Z bogów był mój ród... — Wspaniale mówi! — Imiona ich znane wam są: służyli u was w niewoli — słynęli jako śpiewacy — układali kancony i ody na wasze uroczystości — sławili wasze ogródki... i cóż jeszcze — ginęli za was. Tych zwiecie bohaterami. A wiecie — gdybyście mnie zostawili byli tam na pustce, kto wie, czy i ja nie byłbym... bohaterem. Jak to pięknie byłoby, i dla mnie i dla was. Jak to miło wspomnieć czasem... Zapewne każdy z was ma jakieś bohaterskie wspomnienie — z czasów młodości, rozumie się. I tem wspomnieniem, jak pacierzem, każdą opowieść zaczyna. Naprzykład: „Kiedy byłem Sokołem w Radomiu...“ O — jak to pięknie brzmi i budzi szacunek u słuchaczy. Więc słuchajcie: Kiedy byłem do skały przykuty... (hejl hej! było to życie!)... wówczas czułem się gwiazdą, zawieszoną w przestrzeni. Nie dziwcie się: mówię symbolicznie. Byłem ja i czas koło mnie — i gdzieś tam morze szumiące ludzkości... Nie wiedzialem, że ludzkość — to Mniemałem, że wszędzie są same... Neufundlandczyki. Sroga pomyłka — nieprawdaż?... Jak ja was wówczas kochałem! We własnej piersi chowałem dla was ogień, wykradziony bogom... Nie wiedziałem, że wy macie już swoje kominki; i że, obaczywszy mię, przychodzącego do was z ogniem, moglibyście mię nazwać podpalaczem. U bogów zlodziej — u was podpalacz... gdzieżbym się, nieszczęsny, schronił? — O, bo wy nienawidzicie wszystkiego, co wam, sądzicie, niepotrzebne. „Strzeżcie się ognia!“ — uczycie dzieci swoje. I wy mówicie czasem symbolicznie. „Strzeżcie się ducha!“ — szepce wam wasz strach. Straszy was wszystko, co skrzydlate. Jakoż nienawidzicie mego... sępa. A zaciekawia was... zwłaszcza w owym momencie, gdy się mem sercem karmi. Pragniecie może, bym tu zademonstrował przed wami? Zawsze lubiliście teatra krwawe... Circenses! Niestety, zabiłem go: — nie dał się oswoić... Cóż tak głupio patrzycie? Mówię: zabilem go!... I cóż was jeszcze straszy? Czy może Ducha widzicie przed soba? Huzia, zabijcie go! Zdepczcie, oplwajcie, wyśmiejcie! Wszak zawsze tak czyniliście... Ziemia wasza. Bezsprzecznie wy panujecie. Króle z was i papieże... Ktoby was nie zechciał uznać — gdzie się schroni?... Przez pustki idą tramwaje wasze — w puszczach łoskocą wasze tarlaki — wladza wasza sięga aż do jaskiń. Koniec jej, jak początek — w mroku. Slawi was wszystko: zarówno burkot młynka do kawy, jak hurkot dział. Dla was też wszystko na ziemi: rośliny i zwierzęta, deszcze i pogody... Jedynie piękno nie dla was — ale o tę małą cząstkę nie stoicie. Czegóż wam brak? Mniemalem, że brak wam ognia. I ważyłem się na ten czyn... Lecz wy ognia nie pożądacie — pożądacie tylko ciepla, Zdrowie przedewszystkiem! Jakże mądrzy jesteście i... przewidujący. Dziwne, że śmierci dotąd nie usunęliście. Ta także zdrowiu szkodzi. Patrzcie — ja za was już się niepokoję — zaczynam być już waszym... śpiewakiem. Granica między nami, to jedna myśl... Zatem: Niech ginie wszystko, co was straszy — mówię wam: zabijcie ducha! — a niech się rozrasta, niech pęcznieje, niech promienieje w wieczność wasze zdrowie!... (Wzniósł kielich i wypił do dna). Gdy skończył, grzmot oklasków rozlegl się po sali. — Niech żyje! Niech żyje nam! — huknięto chórem. Prometeusz stał zdumiony, wreszcie wściekły. Nie takiego był pewny sukcesu. Gdy przycichło w sali, ozwał się wprost: — Czyż nie widzicie, że was... nienawidzę? — Brawo! Brawo! Jeszcze huczniejszy grzmot oklasków i nowe: „Niech żyje!“ Prometeuszowi teraz jakby wszystko wino wypite do głowy buchnęło, i uczuł w mózgu Jak stał, trzasnął kielichem w widoczną łysinę prezesa... Stał się skandal okropny. Wszyscy się porwali z miejsc. Panna Irys dostała spazmów — trzy ciotki zemdlaly. Wśród hałasu i krzyków oburzenia jeden chór się podniósł, stylowy, z łamaniem rąk: — Nie u-sza-no-wał ły-si-ny!... ✽ Opowiadali później goście ze zgorszeniem, iż w pijanym szale wykrzykiwał słowa bez związku: „Sępie mój! Przeniewierstwol Niechaj się mści!“ i tym podobne warjactwa, aż padł na ziemię, i odniesiony został na kanapę. Lecz skandal ów, jak wszystko zresztą, przebrzmiał wnet, ludzie zapomnieli; tem łatwiej, że Prometeusz, dzięki przymiotom swoim i stosunkom teścia, został wkrótce dyrektorem banku. Żyje solidnie, ubiera się podług mody, mieszka przyzwoicie — wprawdzie nie wśród zakopiańskich, lecz zato wiedeńskich mebli — i myśli o swoim... sępie? ach, nie... zdrowiu. Czasem tylko, gdy wina zadużo wypije, przychodzi nań wzruszenie. Wtedy bierze za rękę najszczerszego przyjaciela, prowadzi go na bok i, odchylając przed nim gors koszuli, pokazuje mu bliznę na sercu, gdzie była rana. Blizna już małoznaczna. Utył. Wkrótce tłuszcz ją zaleje. Film science-fiction „Prometheus” bada teorie na temat pochodzenia ludzkości i jej relacji z istotami pozaziemskimi. Chociaż większość może uznać to założenie za bardzo „fikcyjne”, wiele aspektów filmu w rzeczywistości symbolicznie odzwierciedla niektóre wierzenia i filozofie okultystycznej elity. Przyjrzymy się ezoterycznemu znaczeniu filmu „Prometeusz”.W dzisiejszych czasach nie brakuje filmów z udziałem wściekłych kosmitów i zdecydowanie możemy dodać do listy Prometeusza . Jednak podczas gdy większość tych filmów koncentruje się na strzelaniu do obcych, zanim ci zniszczą Ziemię, Prometeusz przedstawia historię dotyczącą ponadczasowych zagadek zadając pytania „Skąd pochodzimy?”. i „Dlaczego tu jesteśmy?”… plus spora dawka strzelania do wyreżyserowany przez Ridleya Scotta pierwotnie miał być prequelem klasycznego filmu Alien z 1979 roku , ale produkt końcowy ma z nim niewielki związek. Film opowiada historię naukowców, którzy odkryli starożytne artefakty przedstawiające gości z innej planety. Aby zbadać to odkrycie, naukowcy posiadając wsparcie gigantycznej korporacji wyruszają w kosmiczną misję, aby znaleźć planetę, z której przybyli kosmici. Założenie opiera się na teorii starożytnych astronautów, która głosi, że tysiące lat temu pierwsi ludzie mieli kontakt z wyższą rasą sugeruje nazwa filmu, Prometeusz jest również pełen mitologicznych odniesień i symboliki, które nadają filmowi ukryte ezoteryczne znaczenie. Podczas gdy film jest naprawdę o ludziach udających się w kosmos w poszukiwaniu swoich obcych twórców, Prometeusz może być również postrzegany jako metafora duchowego oświecenia, tak jak jest to przedstawiane przez okultystyczne tajne stowarzyszenia. Spójrzmy na koncepcje omówione w początku filmu humanoidalny obcy debiutuje na Ziemi i pije dziwny zostaje zrzucony na Ziemię przez ogromny statek wypiciu płynu kosmita całkowicie się rozpada i wpada do rozpada się w samym rdzeniu, na poziomie DNA i wchodzi w interakcję z wodą Ziemi, tworząc nową formę wodzie DNA wywołuje reakcję biogenetyczną i na poziomie mikroskopowym widzimy pojedyncze komórki, które zaczynają się namnażać. To filmowa teoria o tym, jak życie ludzkie pojawiło się na tytułowy filmu pokazuje, jak pojedyncza komórka namnaża się, tworząc życie na szybko przenosi nas do 2089 roku, w którym dwóch archeologów, Elizabeth Shaw i Charlie Holloway, przeszukuje jaskinię w Szkocji. Tam odkrywają obraz narysowany przez jaskiniowca, który przedstawia ludzi spoglądających w kierunku formowania się gwiazd na niebie. Naukowcy odkryli, że tę konkretną formację gwiazd można znaleźć w sztuce kilku starożytnych gwiazd na tym malowidle jaskiniowym jest podobna do formacji gwiazd występujących w starożytnej sztuce egipskiej, sumeryjskiej i uważają, że kosmici (których nazywają „Inżynierami”) wywodzą się z tej szczególnej formacji gwiazd i rozprzestrzeniają ludzkie życie na Ziemi. To powoduje, że wyruszają w kosmiczną misję, aby znaleźć tę planetę i szukać odpowiedzi u obcych filmu są silnie inspirowane teorią „starożytnych astronautów” pierwotnie zaproponowaną przez takich autorów jak Eric Von Daniken i Robert Temple. Według tych teorii ludzkość została stworzona lub „pomogła” przez przybyszów z innej planety, którzy pozostawili trwałe ślady w historii się, że reżyser Prometheus , Ridley Scott, wierzy w tę teorię. W wywiadzie dla Hollywood Reporter stwierdził:„NASA i Watykan zgadzają się z teorią, że matematycznie niemożliwe, abyśmy byli tu gdzie jesteśmy dzisiaj, bez pomocy po drodze. To właśnie widzimy w astronauciZwolennicy teorii starożytnych astronautów uważają, że znaczna część ludzkiej wiedzy, kultury i religii to pozostałości obcej „kultury matki”. Starożytne zabytki uważane za zbyt zaawansowane dla ówczesnej technologii, takie jak Stonehedge, Wyspa Wielkanocna i Wielka Piramida w Gizie, są uważane za dowód na kontakt z obcymi. Eric Von Daniken twierdzi również, że starożytna sztuka i ikonografia na całym świecie zawierają przedstawienia pojazdów kosmicznych, inteligentnych stworzeń innych niż ludzie i zaawansowanej technologii. Twierdzi, że kultury, które nie miały ze sobą kontaktu, miały w swojej twórczości podobne tematy, co udowadnia, że ​​istnieje wspólne źródło ich Rzeczywisty malowidło jaskiniowe znalezione we Włoszech, które podobno przedstawia starożytnych astronautów odwiedzających Ziemię. Ten obraz był prawdopodobnie inspiracją dla malarstwa jaskiniowego znalezionego w Prometeuszu .Egipski hieroglif podobno przedstawia latające Prometeuszu podobieństwa między artefaktami egipskiej, Majów, Sumerów i innych cywilizacji skłaniają zespół badawczy do podróży w kosmos i poszukiwania „Inżynierów” ludzkości. Zwolennicy teorii starożytnych astronautów twierdzą, że wiele starożytnych tekstów religijnych zawiera odniesienia do przybyszów z kosmosu. Dwie z głównych często cytowanych prac to Księga Rodzaju i Księga Enocha, które wspominają o istnieniu na Ziemi tajemniczych gigantycznych istot zwanych i NephilimKsięga Rodzaju wspomina o obecności na Ziemi istot o imieniu Nephilim (wersja króla Jakuba używa terminu Giants). Istoty te są opisywane jako hybrydy, które są wynikiem rozmnażania się ludzkich kobiet i „synów Bożych”.Kiedy na ziemi zaczęła się zwiększać liczba ludzi i rodziły się im córki, synowie Boży pojęli córki ludzkie z żony. (…) W owych dniach Nephilim chodzili po ziemi – a także później – kiedy synowie Boży szli do córek ludzkich i mieli z nimi dzieci .– Rodzaju 6: 1–4 (nowa wersja międzynarodowa)W Księdze Liczb 13 ponownie wspomniano o Nephilim, opisywanych jako gigantyczne niszczycielskie istoty, które wyglądały zupełnie inaczej niż zwykli rozpowszechnili wśród Izraelitów złą wieść o ziemi, którą zbadali. Powiedzieli: „Ziemia, którą zbadaliśmy, pożera tych, którzy ją zamieszkują. Wszyscy ludzie, których tam widzieliśmy, są wielkich rozmiarów. Widzieliśmy tam Nefilim (potomkowie Anaka pochodzą od Nefilim). W oczach ich wyglądaliśmy jak koniki polne.– Liczb 13: 32-33Apokryficzna Księga Henocha znacznie rozszerza temat Nefilim i ich twórców, Obserwatorów. Zgodnie z tekstem pochodzącym z 300 rpne, Obserwatorzy byli grupą 200 „synów Bożych”, którzy nie posłuchali Boga i zstąpili na Ziemię, aby rozmnażać się z ludźmi. Mówiono, że nauczyli ludzi zaawansowanych umiejętności, takich jak metalurgia, obróbka metali, kosmetyka, czary, astrologia, astronomia i meteorologia. Ponieważ Obserwatorzy byli nieposłuszni Bogu, nazywano ich także upadłymi Obserwatorów byli Nephilim, opisani jako olbrzymy żyjący wśród ludzi. Ostatecznie ich działania stały się destrukcyjne dla Ziemi. Aby się ich pozbyć, Bóg wywołał Wielki Potop. Jednak aby zapewnić przetrwanie ludzkości, Bóg ostrzegł Noego, by zbudował swoją starożytny tekst żydowski, Księga Jubileuszy, stwierdza, że ​​dziesięć procent bezcielesnych duchów Nefilim mogło pozostać na Ziemi po potopie jako demony, aby próbowały sprowadzić ludzi na manowce aż do Sądu Ostatecznego. Czy to dlatego okultystyczna elita jest tak zdeterminowana, by zepsuć masy materialnością i perwersją?Kim więc byli Obserwatorzy i Nephilim? Zwolennicy teorii starożytnych astronautów uważają, że w rzeczywistości byli to kosmici wysłani na Ziemię, aby nadzorować ewolucję ludzkości – stąd ich nazwa „Obserwatorzy”. Teoria ta wywarła wielki wpływ na założenie Prometeusza, ponieważ obcy w filmie to gigantyczne istoty, które przybyły na Ziemię, aby stworzyć i uczyć trakcie filmu załoga w końcu spotyka jednego ze swoich „twórców”, gigantycznego kosmitę. Niestety, kosmita nie miał ochoty dyskutować o pochodzeniu ludzkości i zrywa głowę Androidowi Davidowi (facetowi po lewej).Odkrycie, że kosmici byli częścią ewolucji człowieka, nie jest ważne tylko z naukowego punktu widzenia, ale także z duchowego, ponieważ może potencjalnie uczynić wiele religii całkowicie przestarzałymi. Wszystkie systemy wierzeń zostałyby gruntownie zakwestionowane lub przynajmniej zmienione, aby uwzględnić ingerencję obcych w ludzką dylematDuchowe implikacje misji kosmicznej są subtelnie odzwierciedlone w filmie, poprzez różne sceny kwestionujące znaczenie chrześcijaństwa w kontekście inżynierii początku rejsu Kapitan statku instaluje choinkę. Zostaje zapytany przez przełożonego „Co to u diabła jest?”, Na co Kapitan odpowiada: „Już Święta!”. Fakt, że ta zmieniająca historię misja kosmiczna odbywa się w okresie Bożego Narodzenia (święta, które obchodzi narodziny Jezusa Chrystusa), nadaje jej znaczenie bohaterka filmu, dumnie i wyraźnie nosi na szyi chrześcijański krzyż. Ten wisiorek staje się symbolem duchowego dylematu wynikającego z ustaleń statek dociera do celu, załoga odkrywa opuszczony budynek zbudowany przez obcą cywilizację, w którym znajdują się… martwi kosmici. Po przeprowadzeniu testów na jednym z ciał załoga zdaje sobie sprawę, że obcy są rzeczywiście twórcami ludzkiego życia na Ziemi. Innymi słowy, teoria starożytnych astronautów jest poprawna, a istoty z innej planety rzeczywiście były „Inżynierami” ludzkości. Gdy Elżbieta potwierdzi to odkrycie swojemu chłopakowi Charliemu, natychmiast pyta ją o ważność jej wisiorka z krzyżem:Myślę, że możesz teraz zdjąć krzyż swojego ojca.– Dlaczego miałbym to zrobić?– Ponieważ ONI nas Elżbieta udziela godnej odpowiedzi:A kto je stworzył?Dlatego nie widzi sprzeczności między wiarą w chrześcijaństwo i w teorię starożytnych astronautów jednocześnie. Wciąż wierzy, że Bóg jest pierwszym stwórcą wszystkiego… ale teraz musi dodać kosmitów do tej głębokiej dyskusji Elizabeth i Charlie podniecają się i uprawiają seks w statku kosmicznym. To, czego para nie wie, to fakt, że Charlie został zainfekowany obcemu DNA przez Davida, Charlie odwiedził Elizabeth w jej kwaterze, David, robot o dociekliwym umyśle, nakłania Charliego do wypicia napoju zawierającego obce DNA, wiedząc, że będzie kopulował z Elizabeth, a zatem urodzi pół-obce dziecko. Zwróć uwagę na choinkę w wkrótce dowiaduje się, że jest w ciąży. Natychmiast zdaje sobie sprawę, że jej dziecko nie będzie człowiekiem. Biorąc pod uwagę fakt, że misja odbywa się w okresie Bożego Narodzenia, Elżbieta staje się swoistą anty-Marią. Zamiast rodzić Chrystusa, urodzi pół-obce stworzenie… odkryciu ciąży Elizabeth chowa wisiorek z krzyżem co symbolicznie oznacza, że ​​jej wiara chrześcijańska nie jest już udaje się „przerwać” całą misję w której wszyscy giną. W finale udaje jej się odkryć prawdę o kosmitach. Najwyraźniej dawno temu porzucili ludzkość, a nawet planowali zniszczyć ziemię. Coś musiało pójść nie tak z ewolucją człowieka. Pod koniec filmu Elizabeth zakłada z powrotem krzyż na szyję, co oznacza, że ​​nie straciła wiary i że jej poszukiwanie prawdy jest teraz bardziej duchowe. Nie chodzi już o naukę, ale o podstawową ludzką potrzebę odpowiedzi na pytania film można zinterpretować jako duchową metaforę – poszukiwanie oświecenia. Sam tytuł filmu, Prometeusz , bardzo dobrze wskazuje na ezoteryczne znaczenie i poszukiwanie oświeceniaW mitologii greckiej Prometeusz jest Tytanem, pierwotną rasą bóstw, która pojawiła się przed Olimpijczykami. Ukradł ogień bogom, aby dać go ludzkości – akt, który umożliwił postęp i cywilizację. Prometeusz stał się ważną postacią w mitologii szkół tajemnych, takich jak masoneria i różokrzyżowcy, które opierają się na wykorzystaniu wiedzy okultystycznej w celu osiągnięcia ulubiona postać elity iluminatów, jest eksponowany w Rockefeller Center .Judeochrześcijańskim odpowiednikiem Prometeusza jest Lucyfer, „upadły anioł” o wielkiej inteligencji, który niegdyś ulubieniec Boga, następnie przeciwstawił się mu i przyniósł ludzkości nową formę wiedzy. Imię Lucyfer po łacinie oznacza „niosący światło”, co jest dokładnie tym, czego dokonał Prometeusz, niosąc ogień na człowieka. Mówi się, że to „światło” jest wiedzą okultystyczną nauczaną w szkołach tajemnic, ponieważ pozwala „oświeconym ludziom” wznieść się z powrotem do powyżej historia Obserwatorów i Nephilim wydaje się również podążać za tym samym archetypem, ponieważ opowiada historię buntujących się „synów Bożych”, którzy zstępują na Ziemię, ucząc ludzkość ważnej wiedzy. Podobnie jak Lucyfer, Obserwatorzy nazywani są „upadłymi aniołami”. Gdzie zatem widzisz, że w tych mitach i symbolice filmu jest wiele wzajemnych początku wyprawy w kosmos prezes korporacji finansującej misję przeprowadza odprawę i wygłasza przemówienie na temat wagi misji:„Tytan Prometeusz chciał dać ludzkości równe szanse z bogami i za to został wyrzucony z Olimpu. No cóż, moi przyjaciele, w końcu nadszedł czas na jego powrót ”.W filmie Prometeusz to nazwa statku kosmicznego, który transportuje ludzi do ich obcych Inżynierów. Symbolicznie przedstawia ludzi używających „ognia” (wiedzy), który został im dany, aby wznieść się z powrotem do boskości (ich obcych twórców) za pomocą własnych środków. Ta metafora duchowej inicjacji przypomina wiele mitologicznych opowieści z całej historii, które skrywają podobne ezoteryczne szkół tajemnych wierzą, że oświecenie nie jest dane wszystkim, ale tylko nielicznym wybranym, co trafnie znajduje odzwierciedlenie w Prometeuszu . W filmie zginęli wszyscy ludzie, którzy byli tam w samolubnych, zarobkowych celach. Przetrwał tylko ten, kto był tam dla prawdy i miał silną wiarę duchową. Ten rodzaj narracji jest porównywalny z alegorycznymi opowieściami o duchowej iluminacji, które twierdzą, że tylko prawdomówni z serca osiągną ten wyższy stan Elizabeth przeżyła inna nie-ludzka postać, David the Android. Pod koniec filmu Davidowi odcięto głowę, ale ponieważ jest robotem, nadal funkcjonuje. Elizabeth bierze głowę i kontynuuje swoją podróż, co symbolicznie oznacza, że ​​potrzebuje czystego intelektu i technologii, aby osiągnąć ma ogromne zdolności intelektualne, dzięki czemu wierzy, że jest lepszy od ludzi, widzimy tu subtelne przesłanie stwierdzające, że transhumanizm jest ważny w ewolucji człowieka. Pod koniec filmu David nie rozumie, dlaczego Elizabeth pragnie kontynuować poszukiwania swoich twórców. Różnica polega na tym, że ona ma duszę, a on nie. Z tego powodu ponownie założyła krzyż na szyję. Jej poszukiwanie to nie tylko misja kosmiczna, to duchowa pielgrzymka mająca na celu odkrycie, skąd pochodzi. W ostatniej scenie filmu Elizabeth postanawia nie wracać na Ziemię (reprezentująca materialność i niższe ja) i kontynuuje poszukiwania Inżynierów (reprezentujących iluminację i boskość). Jej poszukiwania się zatem nie skończyły i możliwa jest gdy większość widzów prawdopodobnie wyszła z Prometeusza, myśląc, że jest to „przyzwoity film o kosmitach”, zagłębianie się w jego znaczenie i symbolikę ujawnia kolejną warstwę interpretacji. Czerpiąc inspirację z teorii starożytnych astronautów, Prometeusz proponuje radykalną zmianę historii i teologii, która uczyni ludzkość wytworem pozaziemskich „bogów stwórców”. Film miesza również poszukiwanie wiedzy naukowej z pytaniami duchowymi i metafizycznymi, tworząc opowieść nie tylko o kosmitach, ale także o ponadczasowych pytaniach sugeruje tytuł filmu, historia ludzi udających się w kosmos w poszukiwaniu swoich twórców ma ukryte znaczenie ezoteryczne, ponieważ można ją zinterpretować jako metaforę duchowego oświecenia. Tytan Prometeusz jest centralną postacią w okultystycznych szkołach tajemnic, archetypową postacią „buntownika z góry”, który przyniósł ludzkości boską wiedzę – ze wszystkimi korzyściami i pułapkami, jakie ona stwarza. Okultystyczne tajne stowarzyszenia wierzą, że ta wiedza zapewnia drogę powrotną do boskości. W ten sam sposób, w jaki statek kosmiczny Prometeusz opuszcza ziemię, aby odkryć swoich twórców, okultystyczni wtajemniczeni chcą opuścić płaszczyznę materialną, aby osiągnąć iluminację i „być jednym” z Wielkim Architektem pytania. Czy istnieje „zewnętrzne” źródło zaawansowanej i ezoterycznej wiedzy ludzkości? Czy kiedyś istniała na Ziemi „super rasa” typu Nephilim, która pomagała ludzkości się rozwijać? Czy to „brakujące ogniwo” w ewolucji człowieka ? Czy to jest powód, dla którego ludzkość jest autodestrukcyjna ?Opracował : Arsus. Prometeusz – w mitologii greckiej jeden z tytanów. Uchodził za syna tytana Japeta i okeanidy Klimene (lub okeanidy Azji). Był bratem Atlasa, Epimeteusza i Menojtiosa, a także ojcem Deukaliona. Stworzenie człowieka Według mitów greckich Prometeusz ulepił człowieka z gliny pomieszanej ze łzami. Duszę zaś dał mu z boskiego ognia, którego parę iskier ukradł z rydwanu boga Heliosa. Człowiek Prometeusza był o wiele słabszy od tytanów, był trzy razy niższy, jego ciało ledwo się trzymało na wątłych nogach, a kruche kości pękały pod choćby najmniejszym ciężarem. Jedynie jego postać różniąca się od innych zwierząt, była niczym żywy obraz bogów. Widząc to, Prometeusz przemycił ogień dla ludzi w kawałku drewna, z pozoru wilgotnym, ale w środku suchym. Tytan uczynił to, mimo iż wiedział, że było to wbrew woli Zeusa, który uważał ogień za przywilej bogów. Potem Prometeusz nauczył ludzi przetapiać metale, gotować jedzenie, uprawiać rolę, kuć zbroje, budować domy, czytać, pisać i ujarzmiać siły przyrody. Zeusowi nie podobał się człowiek. Ciągle jeszcze mając w pamięci ostatnią walkę z gigantami, obawiał się wszystkiego, co pochodzi z ziemi. Władca bogów kazał więc przywiązać Prometeusza do skał Kaukazu. Inna tradycja podawała, że Prometeusza przytwierdzono do pala, co też nadmienia Lukian, a ukazuje grecka waza zamieszczona obok[1]. Codziennie o wschodzie Słońca przylatywał tam sęp, lub według innej wersji, orzeł Ethon (potomek potworów Tyfona i Echidny) i wyjadał Prometeuszowi wątrobę, która odrastała przez resztę dnia i w nocy. Męka Prometeusza miała trwać 30 tys. lat, jednak skończyła się po około trzydziestu latach, gdy Herakles zabił ptaka strzałą z łuku. Prometeusz, chcąc odegrać się na Zeusie, podczas narady bogów, na której miano postanowić raz na zawsze co w ofierze mają ludzie składać władcy bogów, ukrył najlepsze mięso ofiarne pod lichą skórą zwierzęcia, natomiast kości – pod tłuszcz. Dał to Zeusowi do wyboru jako ofiarę, która będzie mu zawsze składana w przyszłości. Bóg wybrał tłuszcz myśląc, ze pod nim znajduje się najdelikatniejsze mięso, ale szybko zorientował się, że dokonał złego wyboru. Zemsta Zeusa polegała na przekazaniu ludziom wszystkiego, co najgorsze. Z pomocą bogów na Olimpie stworzył on najpiękniejszą kobietę, Pandorę, która miała uwieść brata Prometeusza – Epimeteusza. Zeus wysyłając Pandorę na ziemię wręczył jej puszkę, której pod żadnym pozorem miała nie otwierać. Plan zakochania się Epimeteusza w Pandorze powiódł się doskonale: jeszcze tego samego dnia, którego pojawiła się Pandora, została żoną niezbyt rozumnego Epimeteusza. Gdy się pobrali, Pandorę codziennie coraz bardziej kusiło, by otworzyć puszkę, aż w końcu pewnego dnia, gdy jej męża nie było w domu otworzyła tajemniczą puszkę. Wtedy w jednej chwili po świecie rozniosły się wszystkie plagi, jakie człowiek mógłby sobie wyobrazić: złe wiatry, smutki, troski, choroby, łzy, cierpienia, i inne straszliwe dzieci Erebu (Ciemności) i Nyks (Nocy). Na Ziemi znów zapanował klimat jak podczas tytanomachii. Ciągle szalały wiatry i padał deszcz, aż w końcu wody napadało tyle, że zatopiła cały świat: nastał całkowity mrok, a klimat taki trwał dziewięć dni i dziewięć nocy. Z potopu ocalał z ludzi tylko Deukalion, ze swoją żoną Pyrrą, która była córką Pandory, gdyż byli najuczciwszymi z ludzi. Gdy woda opadła nie było żywej duszy na Ziemi: wszyscy zginęli podczas powodzi. Wyratowała ich dopiero litościwa Gaja (Matka-Ziemia) i powiedziała im, żeby rozrzucali za siebie kamienie. Tak też zrobili i z kamieni wyrzuconych przez Pyrrę wyrastały kobiety, a Deukaliona mężczyźni. Wkrótce Pyrra urodziła dzieci, od których pochodzi większość rodów królewskich, a Deukalion wybudował pierwszą świątynię ku czci bogów. Po tych zdarzeniach nastała dla ludzi era herosów: okres, o którym opowiadają mity, czas wielkich wojowników i wypraw wojennych. Prometeusz u różnych pisarzy Motyw mitu o Prometeuszu był podejmowany już we wczesnym antyku. Znajdujemy go w tragedii Ajschylosa pt.: Prometeusz skowany (Prometeusz w okowach). W II wieku n. e. motyw podjęty został przez Lukiana w dialogu pt.:Prometeusz albo Kaukaz, a także w innych dziełach – O ofiarach, Zeus wzięty na spytki, Bogowie miłości. W swych pismach odnosi się do mitu także Cyceron, Pauzaniasz, Arrian i Flawiusz Filostrat. Następnie do Prometeusza sięga pisarz chrześcijański, Tertulian, utożsamiając go z samym Bogiem, Stwórcą człowieka[2]. Pod wpływem dialogów Lukiana, swój własny dialog pisze Maria Konopnicka (Prometeusz i Syzyf), łącząc Prometeusza z Syzyfem, jako ukazanie konfliktu klasowego pomiędzy elitą intelektualną a klasą proletariatu robotniczego. Mitologia Grecka Bogowie Olimpijscy Afrodyta | Apollo | Ares | Artemida | Atena | Demeter | Dionizos Hades | Hefajstos | Hera | Hermes | Hestia | Posejdon | Zeus Pomniejsi Bogowie Amfitryta | Ariadna | Asklepios | Boreasz | Charyty | Chronos | Dejmos | Ejlejtyja | Enyo | Eol | Eris | Eros | Erynie Eter | Euros | Fobos | Hebe | Hekate | Hory | Hymen | Hypnos | Iris | Kymopoleja | Leukotea | Metis | Morfeusz Muzy | Nemezis | Nike | Notos | Pan | Persefona | Plutos | Psyche | Styks | Tanatos | Tryton | Tyche | Zefir Tytani Asteria | Astrajos | Atlas | Eos | Epimeteusz | Fojbe | Helios | Hyperion | Japet | Klimene | Kojos | Krios | Kronos | Lalentos | Leto | Menojtios | Mnemosyne | Okeanidy | Okeanos | Pallas | Perses | Prometeusz | Rea | Selene | Temida | Tethys | Theja Protegonoi Ananke | Chronos | Ereb | Eter | Fanes | Gaja | Hemera | Hydros | Natura | Nesoi | Nyks | Ourea | Pontos | Talassa | Tartaros | Thesis | Uranos

prometeusz w oczach bogów jaki jest